Zdaniem dyrektora programowego Demos Europa Adama Jassera na Zachód wyjeżdżają głównie ludzi młodzi, co ma zarówno wady, jak i zalety.
– Jeśli migrację zarobkową traktować jako element nauki - to ma to zalety. Ci ludzie się uczą, chociażby języków, i przywożą te doświadczenia, gdy wracają. Jednak są olbrzymie koszty społeczne – małżeństwa się rozpadają, małe dzieci wychowują dziadkowie – i to są wady tego zjawiska. To wskaźnik dla naszych decydentów, że dobrze, iż można korzystać z migracji, ale trzeba prowadzić taką politykę, by ludzie chcieli wracać.
Zdaniem Jassera Polska musi być atrakcyjna dla swoich, ale i dla emigrantów z zewnątrz. Bo niż demograficzny bez jakiejś sensownej imigracji nie zostanie rozwiązany.
– Nie jestem przekonany, czy powinniśmy być zamknięci na migracje – mówił Jakub Wiśniewski, szef wydziału ekonomiczno-społecznego w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej.
– Swobodny przepływ ludzi, towarów i kapitału to podstawy UE. Te dwa ostatnie filary działają bez zarzutu. Natomiast do tej pory nie tak szybko, jak byśmy chcieli, spełniony jest warunek swobodnego przepływu ludzi. Austria i Niemcy wciąż całkowicie nie otworzyły swoich rynków pracy. Specjaliści KE wyliczyli, że wzrost PKB dzięki migracjom w UE jest większy o 0,2 – 0,4 proc. – mówił Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka. – Poza tym w sposób zasadniczy dzięki migracji wewnątrz UE nie spadły przeciętne wynagrodzenia, ani w znaczący sposób nie wzrosło bezrobocie – podkreślał.