Resort finansów szacował, że potrzeby pożyczkowe netto budżetu państwa w tym roku sięgną 56,3 mld zł (brutto, czyli z wykupem starych długów, będzie to 167,5 mld zł). Ekonomiści oceniają, że po zmniejszeniu składki do OFE i przesunięciu na ten rok transakcji sprzedaży Enei i Energi mogą być one niższe.
Pytanie, czy rzeczywiście można się spodziewać znacznej różnicy pomiędzy tym, co zaplanował rząd, a tym, co rzeczywiście będzie musiał pożyczyć. – Tegoroczny deficyt budżetowy sięgnie 40 mld zł, a deficyt środków unijnych 14 mld zł,
12 mld zł – jeśli składka zostanie zmniejszona – trzeba będzie przekazać do otwartych funduszy emerytalnych, a kolejne 10 mld zł pochłoną pożyczka dla FUS i inne zobowiązania – wylicza Mirosław Gronicki, były minister finansów. – Jeśli uda się zrealizować plany prywatyzacyjne i osiągnąć wpływy ze sprzedaży majątku państwowego na poziomie 15 mld zł oraz 19 mld zł z konsolidacji finansów, trzeba będzie pożyczyć netto 42 mld zł – dodaje.
To o 14,3 mld zł mniej, niż zaplanował rząd. Jeśli uda się uzyskać dodatkowo 10 mld zł ze sprzedaży Enei i Energi, wówczas tegoroczne potrzeby byłyby dużo mniejsze w porównaniu z 2010 r. – Jeśli popatrzymy na zestawienia, to oczekiwania są bardzo optymistyczne – wyjaśnia Jarosław Janecki z Societe Generale. – Tym bardziej że blisko 4 mld zł z tej kwoty udało się pozyskać już w grudniu 2010 r. Wówczas potrzeby pożyczkowe netto na ten rok wyniosłyby zaledwie 38 mld zł.
Ekonomista dodaje jednak, że istnieje jedno zasadnicze ryzyko w tych wyliczeniach. – Zagadką jest, czy rzeczywiście uda się pozyskać 19 mld zł z konsolidacji finansów publicznych – mówi Janecki. – Te szacunki obarczone są bardzo dużym ryzykiem i może się okazać, że efekt nie będzie tak duży, jak wylicza minister finansów.