Zalane odkrywki, zniszczony sprzęt to efekt gigantycznej powodzi, która objęła obszar o powierzchni większej niż łączny obcszar Francji i Niemiec

Mimo, że żywioł nie ustępuje zaczyna się liczenie jego kosztów. Już wiadomo że stan Queensland, który odpowiada za około 35 proc. australijskiego eksportu węgla (rocznie 259 mln ton) wyśle stosunkowo niewielkie ilości surowca. Ocenia się, że wydobycie w tym roku w tym stanie zmniejszy się aż o 50-60 mln ton – podaje portal wnp.pl.

– To potrafimy oszacować, wciąż nie wiemy jednak kiedy rozpocznie się produkcja w zalanych zakładach - mówi Mark Pervan analityk Australia & New Zealand Bank.

Większość odkrywek, na objętych powodzią obszarach po brzegi wypełniona jest wodą. – Część sprzętu trzeba będzie spisać na straty, bo w wielu zakładach używane były np. elektryczne koparki. Wysuszenie ważącego 500-700 ton urządzenia nie będzie proste – przyznaje Alison Toruga, inżynier serwisujący ogromne maszyny. – Paradoksalnie zemściła się na nas nowoczesność. Używaliśmy najnowszych, elektronicznie sterowanych urządzeń, by zminimalizować zatrudnienie. Teraz oznacza to ogromne straty - dodaje Toruga.

Być może niektóre kopalnie będą chciały dochodzić swoich praw w sądzie. Tyle, że nawet biorąc pod uwagę, że koparka typu Terex R&H 340 porusza się z prędkością 1,3 km na godzinę, to przy wystarczająco wczesnym ostrzeżeniu mogła wyjechać z odkrywki – pisze wnp.pl. Urządzenie mając kilkanaście metrów wysokości i ważąc 577 ton nie zostałoby więc zniszczone w wyniku powodzi. Tymczasem istnieje ryzyko, że kosztująca ponad 10 mln dol. maszyna jest w znacznym stopniu zniszczona.