Wykrycie przez rosyjskie służby pozostałości pestycydów w polskich owocach nie zamknie dla naszych firm rosyjskiego rynku. Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa porozumiała się w tej sprawie z Federacją Rosyjską. – Rozmawialiśmy o tym na targach Grune Woche w Berlinie. Jest wstępna akceptacja strony rosyjskiej dla proponowanych przez nas rozwiązań – mówi "Rz" Tadeusz Kłos, szef PIORiN.
Eksport owoców z Polski do Rosji wart jest rocznie ok. 150 mln euro. Polscy producenci wysyłają tam około połowy krajowej produkcji jabłek. By uczestniczyć w handlu, muszą posiadać ważny na rosyjskim rynku certyfikat bezpieczeństwa żywności. Jak się okazało, część firm z Unii Europejskiej wysyłała owoce, które nie spełniały norm. Jednocześnie siedem z dziesięciu polskich laboratoriów straciło prawo do wydawania certyfikatów na eksport towarów do Rosji, ponieważ wystawiły dokumenty dla zakwestionowanych partii owoców.
Na czarnej liście znalazło się 25 polskich eksporterów. – Nie ustaliliśmy jeszcze reguł postępowania z tymi firmami. Na pewno mogą się spodziewać większych kontroli, ale nie będą to obowiązkowe badania każdego transportu w Rosji – dodaje Kłos.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że rosyjskie służby mają sprawdzać co czwarty, piąty transport owoców. Do tej pory wyrywkowe kontrole dotyczyły co 30. wozu.
– Nieprzestrzeganie norm jakości to jeden z problemów. Innym jest kopiowanie wyników badań laboratoryjnych na pozostałości pestycydów i załączonych do nich raportów. Naszym zdaniem należy je jak najszybciej zabezpieczyć np. znakiem wodnym, by uniemożliwić podróbki – wskazuje Dariusz Muszyński, prezes Polskiego Stowarzyszenia Producentów Owoców i Warzyw.