Nawet sto milionów złotych może być wart polski rynek "divorce parties" czyli imprez rozwodowych. Od lat są bardzo popularnie w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Teraz zaczynają się przyjmować także nad Wisłą. Według Andrzeja Szafrańskiego, eksperta branży hotelarskiej i redaktora naczelnego miesięcznika "Hotelarstwo", chętnych do urządzania takich imprez będzie przybywać. - Ze statystyk GUS wynika, że na cztery zawierane małżeństwa przypada jeden rozwód. Te proporcje zmieniają się jednak, jak w krajach rozwiniętych, na korzyść rozwodów. Więc potencjał rynku będzie się zwiększał - twierdzi Szafrański.
Jak go określić? W porównaniu do rynku wesel będzie może i skromny. Średnia cena przyjęcia weselnego - według "Hotelarstwa" - może kształtować się na poziomie 12-13 tys. zł. Więc ich organizatorzy - w roku 2009 zawarto 256 tys. związków małżeńskich - w sumie mogliby zgarniać rocznie przeszło 3 mld zł. Choć rozwody w Polsce wciąż nie są akceptowane przez znaczną część społeczeństwa, imprezy rozwodowe wyszły już z prywatnych mieszkań i trafiły do lokali. Więc nawet gdyby tylko co dziesiąta rozwodząca się para zdecydowała się na "divorce party", rzecz jasna oddzielne, to łączne koszty mogłyby przekraczać 100 mln zł. - Przy malejących przychodach z działalności bankietowej to kwota, którą restauratorzy i hotelarze na pewno nie mogliby pogardzić - uważa Szafrański. Imprezy rozwodowe mogą wspierać zwłaszcza rosnącą w ostatnich latach dużą liczbę domów gościnnych, nastawionych na organizowanie wszelakiego rodzaju bankietów, proponujących posiłki razem z noclegami. Wiele z nich położonych jest na uboczu, często w plenerze, zapewniając niezbędną dyskrecję. Elementy rozwodowego wystroju można zamówić nawet przez Internet i nie są to duże wydatki. Rozwodowy tort kosztuje w cukierni Cieślikowski, tak jak inne — po 85 złotych za kilogram. Michał Trojanowski, który w tej firmie przyjmuje zamówienia pamięta takie jedno ciasto, udekorowane dwoma obrączkami i tylko napis różnił je od normalnego tortu ślubnego.
Na Zachodzie rozwody to już gigantyczny biznes. Przyjęcia z tej okazji rozwodów popularne są zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Najczęściej odbywają się one w styczniu, ponieważ rozwodzący się małżonkowie nie chcą psuć atmosfery tych najbardziej rodzinnych świąt.
Wśród zapraszanych najczęściej są osoby, które wspierały świeżego singla w najtrudniejszych czasach w czasie procesu rozwodowego. Najczęściej są to więc nie tylko przyjaciele, ale i rodzina, a nawet dzieci. Atmosfera powinna być radosna, bo takie wydarzenie ma być początkiem nowego lepszego życia. Z zasady na takich imprezach jest więcej kobiet, niż mężczyzn. Popularne są specjalne gadżety: przyjęcie może urozmaicić np. tarcza z wypiętym tyłkiem, w który uczestnicy party mogą celować strzałkami. Kosztuje 4,50 dol. plus 1,24 dol za każdą strzałkę.
Dla tych, którzy po rozwodzie nie oszczędzają, są opcje bardziej rozrzutne. Jak na razie jako najdroższe rozwodowe party w historii przejdzie wycieczka, jaką zorganizowała dla swoich 25. przyjaciół brytyjska modelka Heather Mills. Po tym, jak w rozprawie rozwodowej z Paulem McCartneyem przyznano jej odszkodowanie w wysokości 24 mln funtów, jedną dziesiątą tej kwoty przeznaczyła na tygodniową wycieczkę na Necker Island - karaibską wyspę Richarda Bransona . I zrobiła to zanim zobaczyła pierwszego pensa z rozwodowych pieniędzy. Wśród wydatków był przelot pierwszą klasą linii Virgin na Karaiby, potem transfery prywatnym odrzutowcem i motorówkami, wegańskie menu dla całej wycieczki.