To trzecia ofiara tego wypadku i 13. śmiertelna w tym roku w kopalniach węgla kamiennego.
– Poszukiwany od tygodnia ratownik znajdował się na 220 m chodnika nadścianowego, w którym doszło do pożaru – mówi „Rz" Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka Jastrzębskiej Spółki Węglowej, do której należała kopalnia. Był więc w tym samym miejscu co pozostali, którzy zginęli – 27 letni górnik i 36-letni ratownik odnalezieni w piątek. Czemu poszukiwania tego ratownika trwały tak długo i to w miejscu, które przeszukane zostało już kilkakrotnie?
– On był dalej niż pozostali, w miejscu, w które jak dotąd nie udało się dotrzeć z powodu bardzo wysokiej temperatury i zadymienia. On po prostu pobiegł w stronę ściany, źródła pożaru – tłumaczy Jabłońska-Bajer.
Do zapłonu metanu doszło 5 maja przed godz. 20 na głębokości 820 m. Uwięzionych zostało pięciu górników. Ratownicy, którzy ruszyli im na pomoc pracowali w ekstremalnie trudnych warunkach. Po kilku godzinach uratowali jednego z rannych górników. Jednak wtedy od zastępu odpięli się dwaj ratownicy, najprawdopodobniej po tym jak ratowany zaplątał się w łączącą ich linę. Kontakt z nimi się urwał. Wtedy pod ziemią na ratunek czekało sześć osób. Trzech górników udało się bezpiecznie wywieźć na górę w piątek przed południem. O godz. 13 poinformowano o odnalezieniu górnika, który zmarł, kilka godzin później, ok. 20 m od miejsca gdzie przebywali górnicy po poszukiwaniach z kamerą termowizyjną znaleziono pierwszego z zaginionych w akcji ratowników. Mimo poszukiwań w sąsiednich wyrobiskach i z pomocą psa tropiącego akcja trwała prawie tydzień.
Teraz rozpocznie się gaszenie pożaru (wcześniej pompowano pod ziemię azot) – czyli otamowanie terenu tak, by odciąć tam dopływ tlenu.