W polsko-chińskie zamieszanie na szczeblu rządowym wtrącił się Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych. I wciągnął w to swojego odpowiednika. Brakuje jeszcze interwencji ministrów kultury, sztuki i rolnictwa. Jednak może w tym szaleństwie jest metoda? Jak dzisiaj usłyszałam, „z polskiego punktu widzenia takie skarżypyctwo może się wydawać śmiesznie, ale w kulturze chińskiej niezadowolenie przełożonego to rzecz straszna".
Z wczorajszej publikacji „Dziennika" wynika, że Covec jest niewypłacalny. A złożone przez firmę gwarancje na 130 mln zł są stanowczo za niskie, biorąc pod uwagę sytuację. Covec wygrał przetargi na budowę dwóch odcinków autostrady o łącznej długości 50 km za 1,3 mld zł. Standardem jest udzielanie gwarancji w wysokości 10 proc. wartości kontraktu. Wynika to z prawa zamówień publicznych.
Przeciwko pojawieniu się na polskim rynku Chińczyków protestowali wszyscy. Najgłośniej firmy, które przegrały walkę o budowę A2. Sprawą zajęła się nawet Bruksela. Nikt nie dopatrzył się nieprawidłowości w ofercie. Gdyby cokolwiek było – konkurencja by to znalazła.
Podważanie wiarygodności finansowej Covecu to zupełnie inna historia. Firma jest częścią China Railway Group Limited, która jest największą grupą budowlaną w Chinach i Azji. Spółka realizuje 60 proc. inwestycji w tory oraz linie metra w Chinach i całej Azji. China Railway Group jest spółką giełdową. Zgodnie z raportem jest warta 11 mld dol. Jej przychody w 2010 roku wyniosły prawie 70 mld dol. Zysk netto – 1,3 mld dol. Zysk operacyjny za 2010 rok to 1,6 mld dol, a wartość zobowiązań na koniec zeszłego roku wynosiła 48 mld dol.
I to z tą spółką, a nie z jej polskim oddziałem, polski rząd podpisał umowę na budowę trasy A2 z Łodzi do Warszawy. Zgodnie z prawem to ona odpowiada za wszystkie zaciągnięte przez siebie zobowiązania. Nie jej polski oddział. Nie musimy się więc martwić, że Chińczycy zabiorą zabawki i wrócą do siebie, a my zostaniemy z ich długami.