Analitycy spodziewali się, że osoba największego akcjonariusza (twórca sieci Biedronka i Żabka) może być magnesem w trwającej ofercie publicznej Czerwonej Torebki. Tak się jednak nie stało.
Strategia bez zmian
Wczoraj okazało się, że akcje tej spółki będą sprzedawane po 7 zł, podczas gdy maksymalna cena wynosiła 17,2 zł. Firma chciała uplasować emisję ponad 16,3 mln akcji i pozyskać 281 mln zł. Ostatecznie zaoferuje jedynie ok. 2,7 mln sztuk. – Spotkaliśmy się z pozytywnym odbiorem naszej koncepcji biznesowej. Budowa księgi popytu pokazała, że jest popyt na akcje. Jednak możliwa do ustalenia cena emisyjna przy obecnych realiach rynkowych była na tyle niska, że zdecydowaliśmy się w znaczącej mierze zredukować liczbę oferowanych akcji – mówi Ireneusz Kazimierczyk, prezes Czerwonej Torebki. Dodaje, że strategia spółki się nie zmieni.
Czerwona Torebka to sieć 26 pasaży handlowych. Docelowo do 2021 r. ma ich być niemal 1,9 tys. Czy spółka jeszcze raz spróbuje sprzedać swoje papiery? – Wejście na giełdę otwiera przed nami szereg możliwości pozyskania kapitału w przyszłości. Jest jednak za wcześnie, aby mówić o kolejnej emisji akcji – mówi Kazimierczyk.
Zaznacza, że emisja akcji nie jest jedynym źródłem finansowania strategii. – Planujemy również wykorzystanie środków kredytowych czy środków ze sprzedaży nieruchomości, które nie są związane z pasażami handlowymi. Do rozważenia może być również emisja obligacji – mówi.
W związku z małą pulą akcji wprowadzaną do obrotu płynność Czerwonej Torebki będzie niska. – Wierzę, że inwestorzy będą mogli uczestniczyć w dynamicznym rozwoju naszej spółki, nawet jeśli obecnie płynność akcji na giełdzie będzie niższa niż pierwotnie zakładana – mówi szef spółki.