Tym razem pożar wybuchł w poniedziałek na "Gradeur of the Seas" należącym do Royal Carribean. Ogień strawił sporą część rufy. Nikt ze znajdujących się na pokładzie 2224 pasażerów i 796 członków załogi nie odniósł poważniejszych obażeń. Na szczęście statek nie stracił mocy, choć pasażerowie musieli spędzić kilka godzin nocnych w punktach ewakuacyjnych na pokładzie pod gołym niebem, a do najbliższego portu eksportowały go statki patrolowe amerykańskiej Straży Przybrzeżnej. Trasę rejsu zmieniono z CocoCay na Bahamach do Freeport, gdzie wycieczkowiec jest poddawany dokładniejszym oględzinom. Część uczestników niefortunnej wyprawy wróciła już do domów wyczarterowanymi samolotami. Zaoferowano im pełny zwrot kosztów podróży oraz możliwość wzięcia udziału w jednym z rejsów w przyszłości. "Gradeur of the Seas" zwodowano w 1996 roku, ale w ubr. roku przeszedł generalny remont.

To kolejny incydent zaliczony przez media do czarnej serii, jaka od półtora roku prześladuje turystyczny przemysł wycieczek morskich. Zaczęło się w styczniu 2012 roku, gdy 32 osoby zginęły w wyniku zatonięcia Costa Concordia u wybrzeży Włoch. Od tego czasu na pokładach wielkich statków pasażerskich dochodziło do różnych incydentów – od zbiorowych epidemii wirusowych po poważniejsze awarie. W lutym br. pożar w maszynowni "Carnival Triumph" unieruchomił statek w Zatoce Meksykańskiej. Kilkudniowy dryf i konieczność doholowania go do portu w Mobile w Alabamie zakończył się katastrofą sanitarną. W miesiąc później do podobnego incydentu doszło na pokładzie "Carnival Dream", na którym także przestały działać toalety. A na początku maja z pokładu "Carnival Spirit" w pobliżu Australii wypadło dwoje ludzi. Uznano ich za zmarłych.

Aby poprawić fatalny wizerunek tej gałęzi turystyki  Cruise Lines International Association, organizacja zrzeszająca 26 właścicieli linii wycieczkowych w Ameryce Północnej zdecydowała się na dobrowolne przyjęcie "Karty praw pasażera". Nie odbyło się to w pełni dobrowolnie. Nacisk na członków CLIA wywierał od wielu miesięcy nowojorski senator Charles Schumer, grożący przyjęciem podobnego dokumentu przez Kongres.

Karta praw, która według  zapewnień dyrektora CLIA Davida Peikina ma być częścią kontraktów zawieranych z pasażerem, przewiduje między innymi prawo do opuszczenia pokładu, gdy właściciel statku nie będzie mógł zapewnić podstawowych wygód. Podróżnym przysługiwać będzie także prawo do pełnego lub częściowego zwrotu kosztów w przypadku odwołania lub skrócenia rejsu oraz opłacenia kosztów powrotu jeśli doszło do awarii. W wypadku, gdy doszło do wysadzenia na ląd pasażerów w godzinach wieczornych lub nocnych, właściciel linii musi opłaci im koszt pobytu w hotelu. Podróżni mają także być informowani o wszystkich zmianach trasy rejsu i innych decyzjach podejmowanych w przypadku nieprzewidzianych wydarzeń na pokładzie.

Senator Schumer uznał ogłoszenie karty praw za "krok we właściwym kierunku". Podobnie zareagowały także organizacje broniące praw konsumentów. Jednak senator z Nowego Jorku wysłał do Cruise Lines International Association listę pytań domagając się doprecyzowania szczegółów deklaracji i zobowiązań zawartych w dokumencie.