Niedawne nagłe bankructwo Fagor Electrodomesticos, jednego z największych producentów AGD w Europie (w Polsce działającego jako Fagor Mastercook) nie tylko może zmienić układ sił na rynku sprzętu domowego. Może też zachwiać podstawami całej grupy Mondragon, która przez lata była przykładem sukcesu unikalnego modelu biznesowego – spółdzielczości opartej na społeczno-chrześcijańskich ideałach.
Odporna na kryzys?
Wywodzącą się z Kraju Basków Mondragon Corporation z przychodami przekraczającymi 14 mld euro rocznie jeszcze wiosną 2013 r. reporter brytyjskiego „The Guardian" chwalił jako jedną z niewielu hiszpańskich firm odpornych na kryzys. Tę odporność i elastyczność miał zapewniać unikalny model biznesowy grupy, która wywodzi się z niewielkiej spółdzielczej fabryczki Ulgor założonej w połowie lat 50. XX wieku w miasteczku Mondragon przez kilku absolwentów szkoły zawodowej charyzmatycznego księdza José María Arizmendiarrieta. Z jego inspiracji i pod jego przewodnictwem.
Ksiądz Arizmendiarrieta, gorący zwolennik społecznej doktryny Kościoła Katolickiego, zachęcał swych uczniów do zakładania spółdzielczych biznesów, z udziałem pracowników. Ulgor przekształciła się z czasem w znanego producenta sprzętu AGD, Fagor Electrodomesticos, wokół którego rozwinęła się grupa Mondragon.
Bez płacowych kominów
Dzisiejsza Mondragon Corporation to potężna organizacja z własnymi ośrodkami badawczymi, centrami edukacji i uniwersytetem, będąca zrzeszeniem 110 spółdzielni pracowniczych i ich spółek zależnych- w sumie 289 firm. Działając w różnych branżach, w prawie stu krajach współpracują jednak ze sobą i wspierają się w razie potrzeby, także finansowo.
Wielu ekonomistów doceniało Mondragon Corp jako alternatywę dla klasycznego kapitalizmu. Jej sukcesy dowodziły, że spółdzielczy kapitalizm może być nie tylko bardziej efektywny, ale i bardziej przyjazny dla pracowników –współwłaścicieli swych firm, którzy dzielą zarówno ich zyski jak i straty, mając też wpływ na strategiczne decyzje i wybór dyrektorów. W spółdzielczej grupie nie ma też mowy o płacowych kominach- najwyższe wynagrodzenia nie przekraczają 9-krotności najniższych zarobków spółdzielców, którzy stanowią ok. 80 proc. załogi kooperatyw. Co więcej w razie problemów jednej spółdzielni inne zwykle spieszyły jej z pomocą, udzielając kredytów i przejmując zagrożonych pracowników, którzy w czasie kryzysu dobrowolnie obniżali też swoje pensje.