– Dążymy do nadzwyczajnej konferencji ministerialnej i to natychmiast. Rozmawiamy o tym z rządami państw członkowskich OPEC – mówi prezydent Wenezueli Nicolas Maduro. – Chcemy skoordynować działania OPEC z Federacją Rosyjską. Jestem w kontakcie z prezydentem Władimirem Putinem i wiem, że możemy wspólnie doprowadzić do naprawy rynku ropy,w sytuacji tak głębokiego spadku cen.
Za dużo optymizmu
Oprócz wsparcia Kremla Maduro cieszy się zrozumieniem Algierii, która zawsze zaliczała się do „jastrzębi" w OPEC. Dla żadnego z krajów kartelu obecne ceny nie są satysfakcjonujące. Iran oparł swój budżet na cenie ropy na poziomie 130 dol., Nigeria na 122 dol., Wenezuela – 117,5 dol. Najbliżej realiów rynkowych jest Kuwejt – 54 dol. za baryłkę. Rosjanie zakładali, że będzie ona kosztowała 100 dol., czyli 5 dol. więcej niż na początku 2015 r. Każdy z liczących się na świecie producentów wykazał się zbytnim optymizmem.
Rząd wenezuelski bardzo potrzebuje pieniędzy. W grudniu 2015 r. zaplanowano w tym kraju wybory powszechne. To jedyny kraj, który z powodu kłopotów z technologią nie jest w stanie pompować tyle, na ile pozwala mu limit OPEC.
Ale najsilniejsze kraje kartelu – Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie – wiedzą, że przy powrocie cen do 100 dol. za baryłkę natychmiast ruszy podaż ropy łupkowej z odwiertów w Stanach Zjednoczonych. Sekretariat OPEC w Wiedniu na pytanie „Rzeczpospolitej" o plany zwołania konferencji stwierdza, że „nie ma takiej opcji". – Następne posiedzenie ministrów odbędzie się w grudniu – informuje sekretariat OPEC.
A ropy jest na rynku codziennie ponad 1,5 mln baryłek więcej, niż wynikałoby to z potwierdzonego w czerwcu 2015 r. limitu. Coraz więcej pompuje Irak, którego ze względu na zniszczenia wojenne żadne limity nie obowiązują, a i z Iranu także płynie coraz więcej ropy. Jeśli dodamy jeszcze wyraźne spowolnienie w gospodarce chińskiej, cena poniżej 50 dol. za baryłkę wydaje się w pełni uzasadniona. – Na Iran możemy liczyć. Może nie będzie skokowego zwiększenia wydobycia, ale wzrośnie ono z pewnością. Ten kraj nie potrzebuje inwestycji zagranicznych, żeby zwiększyć produkcję – mówi Abhishek Deshpande, analityk w londyńskim Natixis SA.