Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Euroafrica, drugi co do wielkości armator polski, prowadzą działania na rzecz uwolnienia Polaków – kapitana statku „Szafir", trzech oficerów i marynarza – porwanych w ubiegły czwartek na rzece Niger.
Drobnicowiec płynął z belgijskiej Antwerpii do portu Onee w Nigerii. Porywaczom umknęło 11 marynarzy, którzy schowali się pod pokładem. Jak ironia brzmi informacja, że to właśnie Euroafrica przewoziła kilka lat temu łodzie patrolowe dla nigeryjskiej marynarki wojennej, które miały podnieść bezpieczeństwo żeglugi.
Drogie ubezpieczenie
Piraci działają nie tylko u wybrzeży Nigerii, ale także na wodach wokół Afryki Wschodniej, a głównie Somalii. Obszar aż po Indie na mapach zakreskowany jest jako „High Risk Area". Armatorzy tam wpływający muszą opłacać dodatkowe składki ubezpieczeniowe.
Podobny status ma wiele innych, mniejszych akwenów czy portów. Raporty o takich miejscach publikują organizacje zrzeszające ubezpieczycieli. W strefie nigeryjskiej za każde zawinięcie do portu Euroafica musi dopłacać do ubezpieczenia 8–10 tys. dol.
To nie koniec kosztów. W Nigerii statek nie stoi na bliskiej redzie, ale czekając na swoją kolej do rozładunku, odpływa nawet 300 mil od portu. To zmniejsza ryzyko napadu. Bandy działają w zasięgu małych łódek: 150–200 mil. Dlatego statek musi pokonać dodatkowo kilkaset mil, co wiąże się z dużymi kosztami. Dobowe zużycie paliwa to 25 ton po 600 dol. za tonę.