Polska żegluga wojenna

Armatorzy ponoszą niemałe koszty, by chronić załogi statków przed porwaniami. Nie zawsze się udaje.

Aktualizacja: 02.12.2015 06:44 Publikacja: 01.12.2015 21:00

Statek „Szafir”, który w czwartek padł ofiarą porwania przez piratów

Statek „Szafir”, który w czwartek padł ofiarą porwania przez piratów

Foto: PAP

Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Euroafrica, drugi co do wielkości armator polski, prowadzą działania na rzecz uwolnienia Polaków – kapitana statku „Szafir", trzech oficerów i marynarza – porwanych w ubiegły czwartek na rzece Niger.

Drobnicowiec płynął z belgijskiej Antwerpii do portu Onee w Nigerii. Porywaczom umknęło 11 marynarzy, którzy schowali się pod pokładem. Jak ironia brzmi informacja, że to właśnie Euroafrica przewoziła kilka lat temu łodzie patrolowe dla nigeryjskiej marynarki wojennej, które miały podnieść bezpieczeństwo żeglugi.

Drogie ubezpieczenie

Piraci działają nie tylko u wybrzeży Nigerii, ale także na wodach wokół Afryki Wschodniej, a głównie Somalii. Obszar aż po Indie na mapach zakreskowany jest jako „High Risk Area". Armatorzy tam wpływający muszą opłacać dodatkowe składki ubezpieczeniowe.

Podobny status ma wiele innych, mniejszych akwenów czy portów. Raporty o takich miejscach publikują organizacje zrzeszające ubezpieczycieli. W strefie nigeryjskiej za każde zawinięcie do portu Euroafica musi dopłacać do ubezpieczenia 8–10 tys. dol.

To nie koniec kosztów. W Nigerii statek nie stoi na bliskiej redzie, ale czekając na swoją kolej do rozładunku, odpływa nawet 300 mil od portu. To zmniejsza ryzyko napadu. Bandy działają w zasięgu małych łódek: 150–200 mil. Dlatego statek musi pokonać dodatkowo kilkaset mil, co wiąże się z dużymi kosztami. Dobowe zużycie paliwa to 25 ton po 600 dol. za tonę.

Polska Żegluga Morska (PŻM), nasz największy przewoźnik, dla bezpieczeństwa nadkłada jeszcze więcej drogi. Statki pływające do Azji zwykle nie korzystają z najkrótszego szlaku, jakim jest Kanał Sueski i Morze Czerwone, ale okrążają Afrykę. Wszystko po to, by ominąć „High Risk Area". – Koszt takiego dłuższego rejsu to ok. 200 tys. dol. więcej, głównie z tytułu kosztów paliwa – wyjaśnia Krzysztof Gogol, doradca dyrektora PŻM. – W ostatnim czasie mieliśmy kilka podróży naszych statków do indyjskiej stoczni złomowej przez Kanał Sueski i strefę zagrożoną. Korzystaliśmy z czteroosobowych uzbrojonych grup żołnierzy.

Całodobowy monitoring

Armatorzy na co dzień monitorują sytuację na świecie. W szczecińskiej siedzibie PŻM dyżurni oficerowie 24 godziny na dobę są w kontakcie z załogami ponad 60 statków rozrzuconych po całym globie. Informacje na temat niebezpiecznych stref i aktualnych zagrożeń – także geopolitycznych – spływają do Szczecina na bieżąco od międzynarodowych organizacji i instytucji.

– Zagrożenie często związane jest z obywatelstwem załogi obecnej na statku – mówi kpt Leszek Kłoda, oficer bezpieczeństwa PŻM. Wyjaśnia, że Polacy jako obywatele kraju z NATO i sojusznika USA są wystawieni na potencjalne skutki tlącego się konfliktu na Półwyspie Koreańskim. Dlatego w PŻM, która pływa do Chin i do Korei Południowej, z uwagą analizuje się każdą informację o wzroście napięcia w regionie. – Obsługujemy pięć portów koreańskich, wozimy stal, półprodukty. To trasy do USA i Meksyku – wyjaśnia Kłoda.

Własne służby bezpieczeństwa przydają się do działań zakulisowych i weryfikacji sytuacji w porcie. Każdego roku na świecie toczy się kilkadziesiąt wojen i konfliktów. Zmieniają się strefy wojenne, układy sił, sojusze. Dzisiaj dany port może należeć do państwa sojuszniczego, jutro już nie.

– Gdy w 2011 r. wybuchła wojna domowa w Libii, mieliśmy kontrakt na pszenicę do Trypolisu. Amerykanie i Francuzi działali z powietrza. Należało sprawdzić, co się dzieje w porcie, statek musiał zaczekać na redzie na Malcie, a my przez kilka dni rozpoznawaliśmy sytuację. Nasza ambasada miała kontakt z przedstawicielami w Libii, zbieraliśmy informacje z innych źródeł – opowiada kpt Kłoda. – W końcu, gdy okazało się, że w porcie jest ochrona wojska, statek do niego wszedł i po wyładunku bezpiecznie wyszedł w morze.

Bywało, że PŻM korzystała na wojnie. Gdy w 1961 r. doszło na Kubie do lądowania sił antycastrowskich w Zatoce Świń, istniejące wtedy Polskie Linie Oceaniczne zostały wyrzucone z wyspy za to, że utrzymywały połączenia z USA. Ich miejsce na Kubie zajęła właśnie PŻM.

Dzisiaj podobne napięcie jest między krajami arabskimi i Izraelem. Nie można pływać bezpośrednio pomiędzy ich portami. Dwa lata temu załoga statku PŻM cumującego w Strefie Gazy informowała o przelatujących rakietach. Na szczęście jednostka była bezpieczna.

Skutki wojen domowych

O ile PŻM żyje z czarterów, czyli czasowego wynajmu statków, o tyle Euroafrica prowadzi stałe połączenia, głównie z Afryką Zachodnią. Miała problemy, gdy w 2010 r. rozpoczął się konflikt na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Po tamtejszych wyborach prezydenckich dwóch kandydatów, urzędujący Laurent Gbago i opozycyjny Alassane Quattara, uznało się za zwycięzców. Gdy na początku 2011 r. konflikt przerodził się w wojnę domową, UE wstrzymała import kakao, ważnego dla kraju źródła dochodu. Porty zostały zamknięte i stała linia Euroafriki została odcięta.

– To był cios, nasze statki straciły zamówienia – mówi Bogdan Szczęsny, dyrektor techniczny Euroafriki. – Kakao to atrakcyjny i drogi towar, dlatego stawki frachtu są wysokie. Wtedy sięgnęliśmy po inne ładunki. Jeżeli nie ma drogich, to szukamy tańszych, co oznacza mniejszy zysk.

Euroafrica szczęśliwie pokryła część strat. Już po sezonie otwarto porty i okazało się, że zalega w nich kakao, które trzeba było wywieźć. Z pływania do Afryki, nawet jeśli to ryzykowne, trudno zrezygnować.

Piraci w natarciu

Polacy zostali porwani w czwartek. Ze statku Szafir szczecińskiego armatora Euroafrica uprowadzono pięć osób. W niedzielę porwani rozmawiali przez telefony z rodzinami, informując, że są cali i zdrowi. Działania w sprawie ich uwolnienia prowadzą polskie służby dyplomatyczne oraz armator. Śledztwo w tej sprawie wszczęła już Prokuratura Okręgowa w Szczecinie. Nie wiadomo, jakiego okupu żądają porywacze. 11 pozostałych członków załogi, którym udało się uratować, wpłynęło już do nigeryjskiego portu na splądrowanym „Szafirze". To niepierwsze porwanie w tym roku. Biuro Morskie Międzynarodowej Izby Handlowej w ciągu trzech kwartałów tego roku zanotowało 190 aktów piractwa. 154 z nich to wtargnięcia na pokład statków i 21 usiłowania wtargnięcia. 15 statków zostało porwanych. Jeden marynarz zginął, do niewoli dostało się 226, napadniętych zostało 14, rannych 13, a porwanych dziesięciu. Najwięcej takich zdarzeń było na wodach Indonezji (86) i Wietnamu (19).

Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Euroafrica, drugi co do wielkości armator polski, prowadzą działania na rzecz uwolnienia Polaków – kapitana statku „Szafir", trzech oficerów i marynarza – porwanych w ubiegły czwartek na rzece Niger.

Drobnicowiec płynął z belgijskiej Antwerpii do portu Onee w Nigerii. Porywaczom umknęło 11 marynarzy, którzy schowali się pod pokładem. Jak ironia brzmi informacja, że to właśnie Euroafrica przewoziła kilka lat temu łodzie patrolowe dla nigeryjskiej marynarki wojennej, które miały podnieść bezpieczeństwo żeglugi.

Pozostało 92% artykułu
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Czy Polacy przestają przejmować się klimatem?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Biznes
Zygmunt Solorz wydał oświadczenie. Zgaduje, dlaczego jego dzieci mogą być nerwowe
Biznes
Znamy najlepszych marketerów 2024! Lista laureatów konkursu Dyrektor Marketingu Roku 2024!
Biznes
Złote Spinacze 2024 rozdane! Kto dostał nagrody?
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Biznes
Podcast „Twój Biznes”: Specjaliści IT znów w cenie – rynek pracy ożywia się