Obecna sytuacja jest trudna i potrwa przynajmniej do końca 2017 lub nawet połowy 2018 roku. Polskie stocznie szukają więc innych, niszowych rynków zbytu – mówi „Rzeczpospolitej" Jerzy Czuczman, prezes Związku Pracodawców Forum Okrętowe. Naszym stoczniom szkodzą problemy na tzw. rynku offshore, czyli produkcji statków (i instalacji) do obsługi przemysłu wydobywczego ropy i gazu spod dna morskiego. W efekcie kryzysu spowodowanego spadkiem cen ropy i gazu, armatorzy wycofują zamówienia ze stoczni na całym świecie.
Stocznie pod presją
Skutki takiego stanu rzeczy najbardziej odczuła prywatna Remontowa Shipbuilding, największa polska stocznia, wchodząca w skład Gdańskiej Stoczni Remontowej. Duński armator Royal Artic, który zamówił pięć arktycznych kontenerowców, nie odebrał dwóch z nich. Kolejny to Siem Offshore, który z kolei nie odebrał dwóch z czterech zamówionych jednostek. Stocznia została więc z czterema statkami i musiała oddać zaliczki armatorom, którzy wykorzystali opoźnienia w produkcji, by się wycofać. Teraz negocjuje sprzedaż statków z nowymi nabywcami. Nie jest to łatwe, bo to jednostki o dość wąskiej specjalizacji. – Nie wpłynęło to negatywnie na naszą płynność. Jeden kontrakt został rozwiązany już w połowie ubiegłego roku, mieliśmy więc czas na to, by się do tego przygotować. Banki też zachowują się rozsądnie i mamy czas na szukanie nowych nabywców. Zresztą dla dwóch statków już mamy. Stocznia pracuje normalnie – deklaruje prezes Mateusz Filipp. W ubiegłym tygodniu walne zgromadzenie Remontowej Shipbuilding podjęło decyzję o nowej emisji akcji o wartości 79,3 mln zł. W całości zostały objęte przez głównych akcjonariuszy.
Czekają na poprawę
Zdaniem prezesa Filippa powrót branży offshore oil & gas do pełnej równowagi może nie nastąpić prędko. – Opinie ekspertów mówią o podnoszeniu się rynku od 2018 roku, a o pełnym powrocie do stanu równowagi około roku 2020 – ocenia.
Mniej kryzys odczuła inna z wielkich polski stoczni – Crist. – Faktycznie z obszaru rynku górnictwa morskiego otrzymujemy w ostatnim czasie bardzo ograniczoną liczbę zapytań ofertowych. Amatorzy obecnie badają rynek i przygotowują się do inwestycji w perspektywie dwóch, trzech lat – mówi Ireneusz Ćwirko, szef rady nadzorczej Crist.
Jak zaznacza, Crist nie stracił żadnego kontraktu. – Każdy z realizowanych przez nas projektów jest jednostką prototypową, nierzadko stosowaną na powierzonej dokumentacji. W takich przypadkach zmiany konstrukcyjne mogą wpłynąć na terminową realizację projektu i takie sytuacje się zdarzają. Żaden nie jest jednak zagrożony zerwaniem kontraktu, a wprowadzony system planowania i controlingu pozwala na wczesną reakcję w sytuacji zagrożenia terminowego – mówi Ireneusz Ćwirko.