– Dlaczego państwo nie chcecie naszego kredytu konsumenckiego na 120 tys. ze zmienną stopą procentową, przecież to taka atrakcyjna oferta? – oburzyła się dyrektorka jednego z oddziałów banku.
To nie było na początku roku, lecz na początku października, gdy już było wiadomo, że inflacja przekroczyła 17 proc., że raczej się nadal rozpędza, a wraz z nią rosną szanse na dalsze podwyżki stóp procentowych i kolejne zwyżki rat kredytów opartych na zmiennej stopie procentowej.
A gdy w tak niespokojnych czasach decydujemy się na wzięcie kredytu o zmiennej stopie procentowej, to jak wsiadanie do wyścigówki na oblodzonej drodze. Nie wiadomo, jak będzie, ale raczej na którymś zakręcie wylecimy z trasy. Zawrócić się nie da.
Robimy z mężem generalny remont mieszkania, a chichot historii chciał, że poszukiwania finansowania tego projektu mogliśmy zacząć w marcu. Trudno wyobrazić sobie „lepszy” moment w ciągu ostatniej dekady. Przy kredycie hipotecznym warunki gry zmieniały się za każdym razem, gdy donosiliśmy komplet dokumentów, bo systematycznie rosły stopy procentowe, swoje dołożyła też słynna rekomendacja KNF, zaostrzająca ocenę zdolności kredytowej. Wreszcie, gdy bank zażyczył sobie zmian w księdze wieczystej, co trwa dziś pół roku – odpuściliśmy. I tu zaczął się ten miły odcinek historii, kiedy znowu poczuliśmy się klientami – bo przy załamaniu kredytów hipotecznych banki łakomym okiem zaczęły patrzeć na klientów zainteresowanych kredytami gotówkowymi.
Ostatecznie, mieliśmy oferty z dwóch banków. Bank A oferował potrzebne nam minimum, stałą stopę, sporo formalności, obowiązkowe ubezpieczenie, w trzy dni (i cztery miesiące wcześniejszych starań) zdobyliśmy kredyt i mogliśmy – wreszcie – remontować. Bank B zaoferował łakomy kąsek, bo wyższą sumę kredytu, atrakcyjne refinansowanie, ale zmienną stopę procentową. Dzisiejsza wysokość raty byłaby więc jedynie punktem wyjścia do dalszych przygód, a dyrektorka placówki wyraziła ogromne rozczarowanie, że nie skusiliśmy się na takie ryzyko. I to mnie bulwersuje do dziś. Losy klientów banków są w dużej mierze w rękach banków, jak losy pacjentów dentystów są w rękach stomatologów. Konsumenci mają wpływ o tyle, że mogą wybrać gabinet bądź bank. Ale nie pokonamy na wiedzę ekspertów i musimy mieć minimum zaufania do przekazywanych przez nich informacji.