Mając w pamięci tę dwudniową drogę przez mękę, w spotkaniu z wracającą do wielkiej gry Azarenką mogliśmy spodziewać się raczej kłopotów niż radości. I kłopoty były, porażka też, ale radość również mieliśmy. Szczególnie na początku obu setów, gdy Polka przełamywała podanie rywalki, grała znakomicie i odważnie, przy wielu jej piłkach Białorusinka była bezradna.

Azarenka wygrała, gdyż nie zawiódł jej podstawowy atut - return, którym przez wiele lat terroryzowała Agnieszkę Radwańską, a teraz mocno dała się we znaki Idze Świątek. Momentami - szczególnie przy drugim serwisie Polki - wyglądało to nawet jak powtórka z historii.

Pierwszy set był emocjonujący do końca, drugi już nie. Pewność siebie Azarenki była coraz większa, ratunkowe skróty Światek coraz bardziej nieporadne. Przewaga Białorusinki rosła, tylko od czasu do czasu przerywana dobrymi zagraniami Polki, która przeciągnęła jeszcze ostatniego gema, obroniła pierwszego meczbola, ale drugi zakończył spotkanie.

Pomimo porażki Iga Świątek może z nadzieją patrzeć w przyszłość na europejskich kortach ziemnych. Ubiegłoroczny sezon zakończyła wcześnie z powodu kontuzji, w tym roku po Australian Open okazji do poważnej gry nie było wiele, a 19-letnia Polka jest w dobrej formie fizycznej i widać, że tej przerwy nie przespała.


To jak na korcie prezentuje się Azarenka (mistrzyni Australian Open 2012 i 2013, dwukrotna finalista US Open w tych samych latach) musi budzić podziw. Od 2016 roku sukcesów nie odnosiła, urodziła dziecko, potem stoczyła o nie prawą batalię i w wieku 31 lat wróciła w znakomitej formie, wygrała turniej poprzedzający Wielkiego Szlema, a w US Open w trzech meczach nie oddała jeszcze seta i sprawia wrażenie zadowolonej z życia i swojej gry.

Porażka Igi Świątek sprawia, że w turnieju US Open nie ma już reprezentantów Polski.