Ze zdziwieniem wysłuchałem wypowiedzi mec. Pauliny Kieszkowskiej- Knapik, która była gościem Karoliny Kowalskiej w programie Rzecz o Prawie 31 października 2019 r. pt. „Skutki uboczne ustawy antywywozowej", która jako remedium na bezprawny wywóz leków zaproponowała inny nielegalny proceder, a mianowicie spekulacje cenowe na szczeblu hurtu i detalu.
Powrót do patologii?
Ustawa refundacyjna wprowadziła jednolite ceny leków w aptekach. Wcześniej producenci tych najdroższych zamiast oficjalnie obniżyć cenę i konkurować uczciwie, oferowali „pod stołem" upusty hurtowniom i aptekom. W efekcie NFZ płacił więcej za refundację, a rabaty konsumowały hurtownie i apteki oraz tylko nieliczni pacjenci, którym udało trafić się na promocje w aptece dzielącej się z klientami swoim rabatem. W ten sposób firmy zwiększały sprzedaż dążąc do eliminacji z rynku tańszych produktów. Likwidacja niejawnych rabatów spowodowała, że oficjalne obniżki cen stały się jedynym sposobem, w jaki producenci droższych leków mogli konkurować z tańszymi lekami.
Gra cenowa sprzyja wywozowi leków
Sugerowanie, że powrót do niejawnych rabatów rozwiąże problem z brakiem leków w aptekach jest nie tylko nawoływaniem do przywrócenia patologii, ale i lansowaniem nieskutecznych narzędzi. W skrócie ten nielogiczny wywód można streścić następująco: hurtownie i apteki zubożały w wyniku wprowadzenia jednolitych cen. Jeśli więc pozwolimy im nasycić się znowu, zaprzestaną nielegalnych praktyk. Trudno przejść obojętnie nad tym, że zaspokojenie apetytu hurtowni odbyłoby się kosztem wszystkich Polaków, których składki trafiają do NFZ. Nie można też zapominać o starej prawdzie, że w miarę jedzenia apetyt rośnie. A to oznacza, że likwidacja jednolitych cen rozkręciłaby nielegalny wywóz jeszcze bardziej.
Fałszywa terminologia
Trzeba też podkreślić, że nazywanie „sztywnymi cenami" wprowadzonych ustawą refundacyjną regulacji cenowych wprowadza w błąd. Tworzy niepotrzebnie wrażenie hamowania konkurencji. Cena uzgodniona między producentem a kupującym - Ministerstwem Zdrowia jest stała we wszystkich aptekach i niezmienna tylko do momentu następnych negocjacji. Każda nowelizacja list refundacyjnych daje możliwość oficjalnej zmiany cen zamiast spekulacyjnej gry rabatowo-upustowej zachęcającej do stosowania leków droższych. Warto przypomnieć, że w sprawozdaniu Komisji Europejskiej „EGZEKWOWANIE REGUŁ KONKURENCJI W SEKTORZE FARMACEUTYCZNYM (2009–2017)" rabaty zostały uznane za nielegalne hamownie konkurencji.
Najdroższych nikt nie wywiezie, ani też nie kupi
Kolejny zaproponowany przez Panią mecenas pomysł brzmi: jak będziemy mieli najdroższe leki w Europie, nikt ich nie wywiezie. To oczywiście prawda, ale oznacza też, że nasze składki na refundację okażą się niewystarczające. W efekcie w aptekach będą wszystkie dostępne leki, na które nikogo nie będzie stać. Taki byłby bowiem efekt propozycji, aby w ramach instrumentu podziału ryzyka tworzyć osobną grupę limitową dla zagrożonego wywozem leku. Dla wyjaśnienia: leki o podobnym działaniu łączy się w grupy, w których jeden z najtańszych wyznacza limit finansowania przez NFZ. Dla pozostałych leków w grupie to motywacja do obniżek cen. Wprowadzenie możliwości wyodrębnienia osobnych grup limitowych dla jednego leku, któremu wygasła ochrona patentowa w sytuacji, gdy na rynku są już jego konkurenci, to zniszczenie dotychczasowego modelu racjonalnego gospodarowania środkami refundacyjnymi w przejrzystych warunkach umożliwiających uczciwą konkurencję. Nie wspomnę już, że nazywanie tego podziałem ryzyka jest raczej żartobliwe, bo ryzykuje tylko NFZ utratą płynności finansowej. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że stosowanie jakichkolwiek instrumentów podziału ryzyka wobec leków, które mają na rynku konkurencję przypomina działanie mafii VAT-owskiej, bo oficjalna cena na fakturze jest inna niż rzeczywista.