Prof. Krzysztof Pyrć: Musimy być przygotowani na kolejne uderzenie wirusa

Test na koronawirusa ma być dobry, a nie na szybko - twierdzi prof. Krzysztof Pyrć, kierownik Pracowni Wirusologii z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Aktualizacja: 15.03.2020 20:10 Publikacja: 15.03.2020 20:04

Prof. Krzysztof Pyrć: Musimy być przygotowani na kolejne uderzenie wirusa

Foto: AFP

Na jakim etapie są badania nad testami na koronawirusa?

Uruchomiliśmy kilka programów badań, które mają na celu identyfikacje substancji aktywnych i samego zakażenia. Ważna jest próba zrozumienia, czy jesteśmy w stanie coś zadziałać na każdą odpowiedź immunologiczną, która pojawia się u pacjentów. W dodatku trzeba zbadać samo zakażenie i jego źródło, jak również monitorować zmienność genetyczną w Polsce. Między tymi sprawami są też właśnie szybkie testy, nad którymi pracujemy. Nie chcemy ich jednak przygotować na dzisiaj, na jutro. Nie chcemy na siłę wprowadzać czegoś, co będzie szybkie, ale nie będzie działać.

Ile zajmuje opracowanie testu na koronawirusa?

Mechanizm jest podobny, jak w przypadku szczepionek. Samo opracowanie testów będzie gotowe wcześniej. Ale przygotowanie ich zespołu jest skomplikowanym procesem. Trzeba pokazać, że test działa i nie reaguje na jednego, konkretnego koronawirusa – jego rodzajów jest przecież dużo. Nie zależy nam na testach, które każdą próbkę pokażą pozytywnie. Nie chcemy wywołać paniki. Dopiero opracowanie którejś generacji testów pozwala na stworzenie czegoś dobrego. Chcielibyśmy, aby były one gotowe na sezon jesienny, gdy możemy się spodziewać powrotu fali zachorowań.

Kto dysponowałby testami?

Decyzja o dostępności nie należy do mnie, a do urzędów regulacyjnych. To one decydują, co jest właściwe. Mogę sobie wyobrazić sytuację, w  której na lotniskach są punkty, mogące przebadać poszczególne osoby. Po to robimy te testy, aby każdy pacjent miał do nich dostęp, na przykład w aptekach albo u lekarza rodzinnego. Scenariusze bywają jednak różne. To wszystko zależy od rzeczywistości, w jakiej się znajdziemy.

Jak w praktyce wygląda taki test?

Może działać podobnie, jak testy na grypę. Tworzymy wtedy przenośny czujnik, zawierający w sobie sensor, na który można napluć. To jest właściwy sposób przeprowadzenie testów. Wirus jest właśnie w ślinie, we krwi go nie znajdziemy.

Skąd wiemy, że taki test jest w 100 proc. skuteczny?

To trzeba ocenić w warunkach bojowych. Sprawdza się próbki kliniczne, o których wiemy, że zawierają tego wirusa. Gdy pokrywają się testy badań laboratoryjnych z wynikami takiego testu, to wiemy, że mechanizm działa.

Dlaczego testy na koronawirusa, które pana zespół stara się opracować, są nam potrzebne?

Musimy być przygotowani na kolejne potencjalne uderzenie wirusa. Po przygotowaniu takich testów, jesteśmy w stanie przeskanować dużą liczbę osób, nie obciążając przy tym laboratoriów diagnostycznych. Testy oczywiście nie zastąpią diagnostyki laboratoryjnej, ale będą bardziej powszechne, dostępne. To jest ważne społecznie, zwłaszcza w momencie, gdy trzeba uspokoić osoby, obawiające się wirusa. Epidemia w takiej sytuacji będzie miała inny wymiar, miejmy nadzieję, że lżejszy niż w tym roku. Na pierwszą falę epidemiczną nie jesteśmy gotowi prawie nigdy, bo nigdy nie wiemy, co do nas przyjdzie. Dopiero na tę kolejną możemy się przygotować i właśnie to robimy. Bardzo dużo firm i ludzi pracuje nad testami.

Rozmawiała Joanna Leśnicka

Ważny jest także zdrowy rozsądek.

W „Rzeczpospolitej” otworzyliśmy dostęp do treści dotyczących koronawirusa.

Czytaj więcej www.rp.pl/koronawirus

Publicystyka
Maciej Strzembosz: Kto wygrał, kto przegrał wybory samorządowe
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Jarosław Kaczyński izraelskiego ambasadora wyrzuca, czyli jak z rowerami na Placu Czerwonym
Publicystyka
Nizinkiewicz: Tusk przepowiada straszną przyszłość. Niestety, może mieć rację
Publicystyka
Flieger: Historia to nie prowokacja
Publicystyka
Kubin: Europejski Zielony Ład, czyli triumf idei nad politycznymi realiami