Internet zmienia świat. Teraz rewolucjonizuje studia

Praca, dobro nie tylko pożądane, ale dla większości z nas niezbędne do życia, wymaga kwalifikacji. Tyle że te ciągle się zmieniają. Nic więc dziwnego, że rynek pracy ciągle żyje – każda dekada przynosi zmiany – a to niektóre zawody tracą na znaczeniu, a to pojawiają się nowe, a wszystkiemu towarzyszy ciągła wycena kwalifikacji przez rynek.

Aktualizacja: 30.01.2017 21:38 Publikacja: 30.01.2017 21:03

Internet zmienia świat. Teraz rewolucjonizuje studia

Foto: Waldemar Kompała

Ostatnie dwie dekady postrzegane są jako schyłek klasy średniej, nie tylko jako modelu życia, ale też jako grupy o stabilnych i pewnych dochodach. Jedną z cech klasy średniej był pewien poziom zamożności. Jego gwarantem było wykształcenie. Ale dziś nie daje ono już takiej gwarancji sukcesu.

Dobrym przykładem zmian są tu Stany Zjednoczone. Z wyliczeń grupy Young Invincibles wynika, że dzisiejsi 20-30 latkowie, uwzględniając zmianę siły nabywczej dolara, zarabiają średnio ok. 20 proc. mniej niż ich rodzice. I choć są od nich lepiej wykształceni, ich długi związane ze skończeniem studiów są o kolejne kilkanaście proc. wyższe. Nie są też tak pożądani na rynku pracy. Te ekonomiczne nożyce ściskają ich z dwóch stron – z jednej wykształcenie nie przekłada się już na zamożność, z drugiej kosztuje ono nieporównywalnie więcej niż kiedyś.

Czy można z tego wysnuć edukacyjne wnioski na przyszłość? Jeśli nabywane przez kilka lat wykształcenie przestaje być tak istotne, a jednocześnie staje się nieproporcjonalnie drogie, co może czekać system nauczania? Popuśćmy na chwilę wodze fantazji.

Rosnące znaczenie umiejętności praktycznych może wskazywać, że w tę stronę pójdzie rynek. Klasyczne studia, czasochłonne i drogie, będą tracić na popularności. Z tych samych, ekonomicznych powodów, dla których były kiedyś pożądane. Prestiż też już nie jest tak istotny dla zatrudniających.

Pracodawcom zależy bowiem na wiedzy, którą można od razu wykorzystać w pracy. A tę można śmiało nabywać samemu. Platformy e-learningowe, którym poświęciliśmy najnowszy dodatek „Rzeczpospolita Cyfrowa", wydają się do tego stworzone. Różnorodność kursów, kompleksowość, wykorzystanie multimediów, sprawiają, że najbardziej ambitne jednostki może wcale nie będą potrzebowały dyplomu Cambridge czy Princeton, by zrobić karierę. Oczywiście, kluczem pozostaje system certyfikacji. Zdobycie wiedzy i kwalifikacji potwierdza zwykle dyplom. I choć wielu byłych już studentów twierdzi, że w zasadzie to świstek papieru, to właśnie on często daje gwarancję jakości przy zatrudnianiu kandydata do pracy. A gdy się już ją ma, trzeba tylko udowodnić przydatność i kwalifikacje.

Są dziedziny, w których pozauczelniany system certyfikacji działa sprawnie od dekad – od nauki języków obcych przez certyfikaty zarządzania projektami po kodowanie. Rosnące znaczenie studiów z pewnością ten system rozwinie.

Gdzie tu miejsce dla marzących o karierze naukowej akademików? Wciąż ktoś będzie musiał egzaminować, tworzyć kursy i testy, pełnić rolę tutorów i wprowadzać zmiany do istniejących programów. Kolejna branża, która przeżyje swoją wirtualizację.

Oczywiście ta ścieżka rozwoju ma jeden gigantyczny mankament: jest odhumanizowana. Kontakt z tutorem to w żadnej mierze nie to samo, co wieloletnie spotkania z innymi ludźmi, o różnych postawach, innym światopoglądzie i, co niebagatelne, o możliwościach intelektualnych większych niż uczniowie liceów czy techników. Znam wielu, dla których to właśnie kontakt z innymi myślącymi ludźmi, a nie nabywana (bo nie zawsze nabyta) wiedza, był najważniejszy na studiach. Widocznie i to musi się zmienić.

Ostatnie dwie dekady postrzegane są jako schyłek klasy średniej, nie tylko jako modelu życia, ale też jako grupy o stabilnych i pewnych dochodach. Jedną z cech klasy średniej był pewien poziom zamożności. Jego gwarantem było wykształcenie. Ale dziś nie daje ono już takiej gwarancji sukcesu.

Dobrym przykładem zmian są tu Stany Zjednoczone. Z wyliczeń grupy Young Invincibles wynika, że dzisiejsi 20-30 latkowie, uwzględniając zmianę siły nabywczej dolara, zarabiają średnio ok. 20 proc. mniej niż ich rodzice. I choć są od nich lepiej wykształceni, ich długi związane ze skończeniem studiów są o kolejne kilkanaście proc. wyższe. Nie są też tak pożądani na rynku pracy. Te ekonomiczne nożyce ściskają ich z dwóch stron – z jednej wykształcenie nie przekłada się już na zamożność, z drugiej kosztuje ono nieporównywalnie więcej niż kiedyś.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację