Wybory w USA. Trump nie musi rozsadzić świata

W kampanii miliarder przedstawił przerażający plan polityki zagranicznej. Na ile go wykona?

Aktualizacja: 10.11.2016 09:13 Publikacja: 09.11.2016 19:05

W lutym 2017 r., zaraz po zaprzysiężeniu Trumpa, do Polski dotrze amerykańska brygada.

W lutym 2017 r., zaraz po zaprzysiężeniu Trumpa, do Polski dotrze amerykańska brygada.

Foto: MON

Najbardziej szokujące było przemówienie z 27 kwietnia, w którym Donald Trump ostrzegł, że Ameryka „nie musi wywiązać się z gwarancji bezpieczeństwa wobec tych krajów NATO, które nie przeznaczają wystarczająco dużo środków na obronę". Uznał wówczas także sojusz za organizację „przestarzałą". W ten sposób podważył podstawowy kanon amerykańskiej dyplomacji od prawie 70 lat.

NATO bezpieczne

To tylko kampanijna retoryka? Wiceszef Rand Corporation Christopher Chivvis ostrzegał „Rz", że nie można nawet wykluczyć, iż jako prezydent Trump wycofa się z planów wzmocnienia flanki wschodniej NATO i wysłania do Polski amerykańskich wojsk. Ale już po ogłoszeniu wyniku wyborów amerykański ambasador w Warszawie Paul W. Jones uspokaja: nie spodziewam się gwałtownych zmian, gdy idzie o politykę USA wobec NATO.

Amerykańska brygada, która ma czasowo stacjonować na terenie Polski, będzie już w Europie, gdy Trump złoży przysięgę 20 stycznia. Ale nie chodzi tylko o kalendarz. W sprawie NATO nowy prezydent w praktyce wcale tak bardzo nie różni się od Baracka Obamy, który w ostatnich latach również coraz mocniej naciskał, aby wszystkie kraje NATO wydały przynajmniej 2 proc. PKB.

O poważnym stosunku Trumpa do NATO mogą też świadczyć rozważane przez niego nominacje na kluczowe stanowiska w administracji. Jednym z najpoważniejszych kandydatów na sekretarza stanu jest Bob Corker, do tej pory przewodniczący komisji spraw zagranicznych Senatu. Dwa lata temu, przed wizytą Obamy w Warszawie, mówił „Rz": prezydent musi potwierdzić nasze niezłomne zaangażowanie w obronę sojuszników z NATO. Mam nadzieję, że przedstawi średnio- i długookresowy plan wzmocnienia sojuszu.

Jednym z priorytetów Trumpa ma być program rozbudowy i modernizacji sił zbrojnych. W tym celu chce znieść ograniczenia w wydatkach na Pentagon, dzięki czemu liczba żołnierzy piechoty ma wzrosnąć z 480 tys. do 540 tys., piechoty morskiej ze 160 do 200 tys., a liczba okrętów z 272 do 350. Miliarder zamierza także przeznaczyć dodatkowe środki na rozwój systemu obrony rakietowej, w ramach którego Amerykanie rozpoczęli budowę bazy w Redzikowie, a także podjąć pierwszy całościowy plan modernizacji sił atomowych od końca zimnej wojny.

Zapłacą Ukraińcy

W czasie kampanii Trump podkreślał, że „będzie mógł się dogadać z Putinem". Zdaniem Chivvisa rzeczywiście będzie starał się doprowadzić do „dealu" z Moskwą, w ramach którego obie potęgi podzielą się strefami wpływów. W takim układzie Rosji miałyby przypaść Ukraina, Kaukaz, Azja Środkowa, a nawet, tego nie da się wykluczyć, kraje bałtyckie.

Jednak Rudy Giuliani, były burmistrz Nowego Jorku, a dziś najbliższy doradca Trumpa, mówił kilka miesięcy temu „Rz": Stany Zjednoczone zawarły porozumienie ze Związkiem Radzieckim, które zakończyło zimną wojnę. Problemem nie jest sam układ, lecz to, o jakim układzie mówimy. Zalecam Trumpowi, aby negocjował z Rosjanami z pozycji siły".

Szczególne powody do niepokoju mogą mieć Ukraińcy. Clinton, gdyby została wybrana, rozważyłaby przekazanie władzom w Kijowie broni śmiercionośnej. To byłby sygnał znacznie mocniejszego niż do tej pory zaangażowania Ameryki w Europie Wschodniej. Teraz jednak nie tylko jest to wykluczone, ale Trump, jak to sygnalizował w czasie kampanii, mógłby uznać aneksję w 2014 przez Rosjan Krymu.

Ambasador Jones jednak relatywizuje: Obama także próbował doprowadzić do „resetu" z Rosją, ale ta inicjatywa skończyła się porażką. To doświadczenie nakazuje więc ostrożność.

– Proces zmiany polityki dyplomatycznej będzie stopniowy, ewolucyjny. Zajmie wiele tygodni i miesięcy, tym bardziej że dla nowego prezydenta priorytetem będą sprawy wewnętrzne, takie jak Obamacare – mówi amerykański dyplomata.

Alians z populistami

Pozostaje jeden, niezwykle niepokojący aspekt: udział Rosji w amerykańskiej kampanii wyborczej. Wszystkie agencje zajmujące się wywiadem w USA są zgodne: to hakerzy pracujący dla Kremla wykradli i przekazali WikiLeaks dokumenty pokazujące korupcyjne praktyki w fundacji Clintonów, co mogło mieć znaczący wpływ na wynik wyborów w USA. Czy Kreml teraz będzie oczekiwał od Trumpa spłacenia długu za tę wyjątkową w historii Ameryki „usługę?".

Zwycięstwo Trumpa może też sprzyjać Rosji w inny sposób: poprzez dalsze rozsadzanie jedności europejskiej. W środę pół żartem, pół serio lider Partii Niepodległościowej Zjednoczonego Królestwa (UKIP) Nigel Farage zaproponował, że będzie „przedstawicielem Trumpa w Brukseli". Miliarder jeszcze w czasie kampanii był przecież zwolennikiem Brexitu. Prezydent Francji François Hollande nazwał go „człowiekiem niebezpiecznym", szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier „kaznodziejem nienawiści".

– Kiedy dziś patrzyłam na wyniki amerykańskich wyborów, byłam w ciężkim szoku – przyznała w środę minister obrony Niemiec Ursula von der Leyen.

Francję, Austrię, Holandię, wśród innych krajów, czekają w najbliższych miesiącach wybory, w których do władzy mogą dojść często powiązani z Rosją populiści. Zwycięstwo Trumpa będzie im sprzyjać, tym bardziej że w przeciwieństwie do Hillary Clinton, republikanin w żaden sposób nie zamierza zwalczać w Europie ani populizmu, ani praktyk władz na granicy prawa.

– To od was zależy, jak chcecie interpretować waszą demokrację, nam nic do tego – mówił „Rz" pytany o ewentualną reakcję Trumpa na spór o Trybunał Konstytucyjny w Polsce.

Sojusz Ameryki z Putinem może przybrać wyjątkowo drastyczną formę na Bliskim Wschodzie. Trump zapowiedział jeszcze w czasie kampanii, że w każe wojskowym opracować „w ciągu 30 dni" plan zniszczenia Państwa Islamskiego. Miałoby do tego dojść poprzez forsowne bombardowania, przy bliskiej współpracy z Rosją, a także reżimem Baszara Asada, którego Trump uznaje za „mniejsze zło" od islamskich terrorystów.

Czy nowy prezydent posunie się do wysłania amerykańskich wojsk bezpośrednio do Syrii? Tego nie wiadomo, ale Stephen Hadley, doradca ds. bezpieczeństwa George'a W. Busha, który jest typowany jako jeden z najpoważniejszych kandydatów na sekretarza obrony, powiedział rok temu „Rz": Gdyby w 2013 roku Barack Obama zdecydował się na interwencję w Syrii, dziś nie mielibyśmy kryzysu na Bliskim Wschodzie.

Najbardziej szokujące było przemówienie z 27 kwietnia, w którym Donald Trump ostrzegł, że Ameryka „nie musi wywiązać się z gwarancji bezpieczeństwa wobec tych krajów NATO, które nie przeznaczają wystarczająco dużo środków na obronę". Uznał wówczas także sojusz za organizację „przestarzałą". W ten sposób podważył podstawowy kanon amerykańskiej dyplomacji od prawie 70 lat.

NATO bezpieczne

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788