Jolanta Turczynowicz-Kieryłło w marcu ogłosiła, że nie będzie dłużej pełnić funkcji szefowej kampanii prezydenta Andrzeja Dudy. Tłumaczyła wówczas, że powodem decyzji jest stan zdrowia.
- W którymś momencie już się po prostu wkurzyłam, bo walczę, walczę, a tu nic. "Szczypie" mnie prasa, a w sztabie nikt nie staje w mojej obronie. A bez wsparcia historia rozlewa się na całe media. Traci mój wizerunek, wszystko się sypie - powiedziała w rozmowie z TVN24.
- Było tajemnicą poliszynela, jak wszyscy zaczęli biegać na wyścigi do prezesa Kaczyńskiego. Pokazują na mnie Bóg wie co - kto pierwszy, ten lepszy, kto z lepszym donosem lub tak zwanym "ściekiem". Napisałam wtedy tylko do Adama (Bielana - red.), że się źle czuję i pogadamy po prostu o tym rano, bo ja już dziś nie mam siły - wspomina była szefowa kampanii prezydenta.
- Wcześniej przyjmowałam z pokorą wiele uwag i wskazówek typu: "nie broń się, to może zaszkodzić prezydentowi, musisz jeszcze zdobyć doświadczenie w kontaktach z mediami". Brałam to na klatę i mówiłam: no muszę, masz rację! I odpuszczałam. A potem ci sami ludzie, zamiast dać medialny odpór, wziąć mnie w obronę, ochronić przed pomówieniami, wybrali drogę "a niech cię tam dożynają!" - dodaje.
Mecenas "ubolewa", że w czasie kampanii Andrzej Duda ponownie mówi o sędziach Sądu Najwyższego, że to "komuchy". - Na szczęście dziś mnie już tam nie ma - mówi.