Reklama

Graham Vick nie żyje

Brytyjski artysta zaliczany do najwybitniejszych reżyserów Europy zmarł w wieku 67 lat wskutek powikłań covidowych.

Publikacja: 18.07.2021 15:32

Graham Vick nie żyje

Foto: Birmingham Opera Company

Od lat pracował na największych scenach operowych – od Teatru Maryjskiego w Petersburgu po La Scalę, londyńską Covent Garden i nowojorską Metropolitan. Na tej bogatej liście znalazł się też w 2019 roku Teatr Wielki w Poznaniu, na którego zaproszenie w poznańskiej Hali Arena Graham Vick wyreżyserował „Parię” Stanisława Moniuszki. W maju tego roku spektakl otrzymał tzw. operowego Oscara w kategorii: dzieło odkryte na nowo, powiększając w ten sposób listę polskich zdobywców International Opera Awards.

Reżyserską karierę zaczynał w połowie lat 80. w Scottish Opera, potem był związany ze słynnym festiwalem w Glyndebourne. To tam po raz pierwszy zetknąłem się z jego nazwiskiem, gdy w 1994 roku wystawił „Eugeniusza Oniegina” Czajkowskiego z naszym śpiewakiem Wojciechem Drabowiczem w roli tytułowej, który zaczynał efektowną karierę międzynarodową, tragicznie przerwaną kilkanaście lat później wypadkiem samochodowym. Trochę byłem rozczarowany inscenizacją – zimną, z wygaszonymi emocjami, które Brytyjczycy z trudem odnajdują w utworach słowiańskich, choć trzeba było przyznać, że Vick umiejętnie operował symbolami, każdemu nadając istotne znaczenie.

Był jednak już wtedy artystą o międzynarodowej renomie. Wzbudził na przykład entuzjazm publiczności w La Scali, gdy zaproponował „Macbetha” Verdiego bez budowania na scenie średniowiecznego zamku. Zastąpił go przekrzywionym sześcianem.

Konsekwentnie zbliżał operę do współczesności, zmieniając czas akcji i odrzucając historyczny kostium. Dziś czynią to niemal wszyscy reżyserzy, u niego takie działania miały zawsze głębszy sens. Udowadniał, że w klasycznych operach odnajdziemy uniwersalne , a więc też współczesne, konflikty i problemy. W plenerowym „Czarodziejskim flecie” w Maceracie baśniowego smoka, z którym walczył bohater Mozarta, zastąpił buldożerem takim jak te, którymi we Włoszech niszczono nielegalne obozy przybyłych z Afryki imigrantów. W „Zmierzchu bogów” Wagnera trzy Norny zamiast prząść dla świata nici żywota zajmowały się konstruowaniem bomby.

W podobny sposób podszedł w Poznaniu do „Parii”. Dowódcę wojsk Idamora ubrał w polski mundur wojskowy, masom wręczył hasła ze społecznym hasłami. I podobnie jak w wielu innych inscenizacjach zatarł granicę między artystami a widzami, którzy stawali się uczestnikami zdarzeń. Dlatego tak chętnie inscenizował opery w miejscach nieoczywistych, w halach sportowych i w namiotach cyrkowych czy na świeżym powietrzu.

Reklama
Reklama

Jego ukochanym dzieckiem była Birmingham Opera Company, która stworzył w 1987 roku i niezmiennie kierował. To było swoiste laboratorium innego podejścia do operowej sztuki.

– Nie trzeba być wyedukowanym, żeby być poruszonym, wzruszonym i zachwyconym operą. Wystarczy doświadczyć jej bezpośredni. My, pracując, jesteśmy odpowiedzialni za usuwanie barier i nawiązywanie relacji, uwalniających jej siłę oddziaływania dla każdego – powiedział kilka lat temu. Za tę unikalną działalność edukacyjną i popularyzatorską jego Birmingham Opera Company otrzymała w tym roku International Opera Company.

Kilka miesięcy temu królowa Elżbieta II nadała zaś Grahamowi Vickowi tytuł szlachecki.

Wydarzenia
Poznaliśmy nazwiska laureatów konkursu T-Mobile Voice Impact Award!
Wydarzenia
Totalizator Sportowy ma już 70 lat i nie zwalnia tempa
Polityka
Andrij Parubij: Nie wierzę w umowy z Władimirem Putinem
Materiał Promocyjny
Ubezpieczenie domu szyte na miarę – co warto do niego dodać?
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama