Ostatnia chwila na bazy USA

Fort Trump nie powstanie bez Trumpa. Decyzji wciąż brak, a szanse na reelekcję prezydenta maleją.

Aktualizacja: 15.06.2020 10:09 Publikacja: 14.06.2020 17:06

Donald Trump traci w wyborczym wyścigu dystans do Joe Bidena i jego szanse na kolejną kadencję malej

Donald Trump traci w wyborczym wyścigu dystans do Joe Bidena i jego szanse na kolejną kadencję maleją

Foto: afp

Deklaracja ogłoszona 12 czerwca ubiegłego roku przez Andrzeja Dudę i Donalda Trumpa o wzmocnieniu amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce była przedstawiana jako przełom. Rok później o jakościowej zmianie zaangażowania wojskowego Amerykanów w naszym kraju trudno jednak mówić.

12 maja „Rzeczpospolita” poinformowała, że z zapowiedzi przyjętych przez obu przywódców udało się wprowadzić w życie niewiele poza podniesieniem do rangi generała szefa Wysuniętego Dowództwa Dywizyjnego USA w Poznaniu. Został nim pułkownik Thomas O’Connor. Chociaż idea Fortu Trump zawsze była bardziej chwytliwym hasłem propagandowym niż realnym konceptem, bo Amerykanie nigdy nie rozważali budowy wielkiej bazy wzorem tych, które mają w Niemczech czy Japonii, najbardziej widocznym znakiem większego zaangażowania Waszyngtonu miała być stała siedziba pancernej brygadowej grupy bojowej: wyposażonej w czołgi jednostki nastawionej na odparcie ataku ze wschodu. Jesienią zeszłego roku rozważano różne jej lokalizacje, w tym Żagań w Lubuskiem i Nowa Dęba na Podkarpaciu. Do dziś decyzje nie zapadły.

W depeszy z 10 czerwca Reuters wskazał, że powodem przedłużających się rokowań miałby być z jednej strony spór o wielkość nakładów, jakie Polska jest gotowa przeznaczyć na ten cel (nasz kraj proponował 2 mld USD), a z drugiej położenie bazy (Warszawa chce, aby znalazła się ona bardziej na wschodzie, Waszyngton – na zachodzie).

Dwie doby dla Bałtów

Dzień później doniesieniom Reutersa żywo zaprzeczyła ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher. Zapowiedziała, że „wizja prezydentów Trumpa i Dudy zwiększenia obecności USA w Polsce będzie jeszcze większa niż pierwotnie zakładano”, a „ogłoszenie nastąpi wkrótce”. Także po polskiej stronie wiadomość była dementowana. – To jest fake news – oświadczył szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski.

Sygnał, że najważniejszy projekt polityki zagranicznej Andrzeja Dudy staje pod znakiem zapytania, z pewnością nie byłby korzystny dla głowy państwa na dwa tygodnie przed wyborami. Jednak elementów, że oparcie strategii polskiej dyplomacji na Trumpie jest coraz bardziej ryzykowne, pojawiło się więcej. Wysokie źródła dyplomatyczne przyznają „Rzeczpospolitej”, że Warszawa, podobnie jak Berlin, była całkowicie zaskoczona ogłoszeniem przez Biały Dom redukcji o przeszło 1/4 (9,5 tys. żołnierzy) amerykańskich wojsk stacjonujących za naszą zachodnią granicą. Ich limit miałby zostać ustalony na 25 tys. W polskim rządzie zostało to przyjęte jako cios w spójności NATO i zdolność sojuszu odparcia ewentualnego ataku ze strony Rosji.

W przeszłości pracująca dla Pentagonu, ale niezależna Rand Corporation szacowała, że Moskwa może zająć kraje bałtyckie w trzy doby. Teraz, w razie redukcji amerykańskiego kontyngentu w Niemczech, czas ten zostałby ograniczony do ledwie dwóch dób, bardzo niewiele, aby zorganizować aliancką odsiecz. Inicjatywę Białego Domu, którą w weekend w wywiadzie dla „Bilda” potwierdził były ambasador USA w Berlinie Richard Grenell, z wielkim zadowoleniem przyjęła rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa: jeszcze jeden dowód, jak bardzo jest ona niekorzystna dla naszego kraju.

12 czerwca ubiegłego roku podczas spotkania z Dudą Trump nie tylko sygnalizował przywiązanie do NATO, ale mówił też, że do Polski mogłoby trafić dwa tysiące amerykańskich żołnierzy wycofywanych z Niemiec. Jednak Grenell nic o tej idei teraz nie wspomniał.

Boltona już nie ma

Przełom w negocjacjach nad ubiegłoroczną deklaracją nastąpił w lutym 2019 r., gdy po odejściu z Pentagonu gen. Jamesa Mattisa jego miejsce przejął słaby Patrick Shanahan. Polsce udało się wtedy przekonać Biały Dom do przejęcia inicjatywy w tej sprawie, w szczególności poprzez wsparcie ówczesnego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Johna Boltona i jego zastępcy Charlesa Kuppermana oraz ambasador Mosbacher. Dzięki temu wpisano do dokumentu sformułowanie o „trwałej obecności” („enduring presence”) amerykańskich wojsk. W przeciwieństwie do wcześniejszego wzmocnienia armii amerykańskiej na wschodniej flance NATO przez prezydenta Obamę, które było inicjatywą jednostronną w reakcji na zajęcie przez Rosję Krymu i mogło w każdej chwili zostać odwołane w ramach odwilży z Moskwą, teraz obecność sił zbrojnych USA w naszym kraju miała uzyskać dwustronne, bardziej trwałe podstawy. Aby przekonać Trumpa, Polska umiejętnie wykorzystała sceptycyzm wobec niego liberalnych rządów Francji i Niemiec, a przez to izolację w Europie, a także jego grę z Władimirem Putinem, w której potrzebował silnej karty w postaci jednostek sił zbrojnych USA na terenie Polski.

Jednak Departament Obrony zawsze pozostawał ostrożny wobec polskich planów Białego Domu, po części w obawie przed prowokowaniem Rosji i osłabieniem spójności NATO (Niemcy i Francja były długo przeciwne wzmocnieniu amerykańskiej obecności w Polsce).

Wiec w Oklahomie

Dziś na jaw wychodzi jednak słabość strategii nastawionej na Trumpa. Na 4,5 miesiąca przed walką o reelekcję prezydent zbiera średnio 40 proc. poparcia. To niewiele więcej, niż na tym etapie kampanii w 1980 r. miał Jimmy Carter (38 proc.) i w 1992 r. George H.W. Bush (37 proc.), którzy drugiego mandatu nie zdobyli. Obecny prezydent staje w obliczu potrójnego, bezprecedensowego kryzysu: sanitarnego (ponowny szybki rozwój koronawirusa), gospodarczego (z 36 mln bezrobotnych) i społecznego (manifestacja po zamordowaniu George’a Floyda). To powoduje, że przewaga Joe Bidena sięga już 10 pkt proc. W takiej chwili coraz trudniej sobie wyobrazić, że Trump znajdzie czas na podjęcie strategicznych decyzji wobec Polski. 20 czerwca rzuca się zresztą w wir kampanii wyborczej, zaczynając od wielkiego wiecu wyborczego w Oklahomie.

Nie koniec na tym. Mnożą się sygnały sprzeciwu wojska wobec działań prezydenta. Były sekretarz obrony gen. James Mattis i były sekretarz stanu gen. Colin Powell, podobnie jak były dowódca wojsk USA na Europę gen. Ben Hodges uznali za „fatalny błąd” redukcję amerykańskiego kontyngentu w Niemczech, w chwili gdy Rosja zbroi się na potęgę. Jednocześnie obecny szef Pentagonu Mark Esper otwarcie odrzucił możliwości wyprowadzenia armii na ulice amerykańskich miast przeciw antyrasistowskim manifestantom, jak tego chciał Trump, a przewodniczący kolegium połączonych szefów sztabu gen. Mark Milley przeprosił za to, że znalazł się obok Trumpa, gdy ten odwiedził spalony przez protestujących kościół św. Jana naprzeciw Białego Domu. Nie da się więc wykluczyć, że w razie wygrania 3 listopada wyborów przez Joe Bidena Pentagon wycofa się z obietnic, jakie złożył wcześniej Polsce Donald Trump.

Deklaracja ogłoszona 12 czerwca ubiegłego roku przez Andrzeja Dudę i Donalda Trumpa o wzmocnieniu amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce była przedstawiana jako przełom. Rok później o jakościowej zmianie zaangażowania wojskowego Amerykanów w naszym kraju trudno jednak mówić.

12 maja „Rzeczpospolita” poinformowała, że z zapowiedzi przyjętych przez obu przywódców udało się wprowadzić w życie niewiele poza podniesieniem do rangi generała szefa Wysuniętego Dowództwa Dywizyjnego USA w Poznaniu. Został nim pułkownik Thomas O’Connor. Chociaż idea Fortu Trump zawsze była bardziej chwytliwym hasłem propagandowym niż realnym konceptem, bo Amerykanie nigdy nie rozważali budowy wielkiej bazy wzorem tych, które mają w Niemczech czy Japonii, najbardziej widocznym znakiem większego zaangażowania Waszyngtonu miała być stała siedziba pancernej brygadowej grupy bojowej: wyposażonej w czołgi jednostki nastawionej na odparcie ataku ze wschodu. Jesienią zeszłego roku rozważano różne jej lokalizacje, w tym Żagań w Lubuskiem i Nowa Dęba na Podkarpaciu. Do dziś decyzje nie zapadły.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii
Kraj
Szef BBN: Rosyjska rakieta nie powinna być natychmiast strącona
Kraj
Afera zbożowa wciąż nierozliczona. Coraz więcej firm podejrzanych o handel "zbożem technicznym" z Ukrainy
Kraj
Kraków. Zniknęło niebezpieczne urządzenie. Agencja Atomistyki ostrzega
Kraj
Konferencja Tadeusz Czacki Model United Nations