Interpretacja poczynań rządu zależy od ideowych założeń, jak ma wyglądać samorząd i jego uprawnienia, a tego brakuje. Polska uczyniła śmiały krok w stronę decentralizacji i powinna pójść jeszcze dalej. Samorząd cieszy się największym zaufaniem obywateli. W ostatnich miesiącach bije rekordy zaufania społecznego. Dlaczego więc nie zdecentralizować więcej zadań, tym bardziej, że finanse są silnie kontrolowane przez władze centralne? Na pierwszy ogień powinien pójść sektor zdrowia. Tu władza centralna trzyma silną ręką kontrolę nad 95 proc. pieniędzy. Samorządy zostały postawione w roli klienta resortu zdrowia. To przykład deficytu decentralizacji.
Chęć kontroli nad samorządami jest ważniejsza?
Z mojego punktu widzenia decentralizacja jest zasadą ustrojową wpisaną do konstytucji z 1997 r. Była symbolem przejścia do ustroju demokratycznego, czyli upodmiotowienia społeczeństwa. Teraz powoli wracamy do poprzedniego ustroju. Wprawdzie daleko nam jeszcze do tego, bo mocną pozycję samorządu zawdzięczamy ojcom założycielom samorządu, którzy wyposażyli go w solidne atrybuty, np. samodzielność finansową. Dzięki temu zyskał społeczne zakorzenienie. Tymczasem obecna władza uważa, iż to ona ma być punktem odniesienia.
Czy to znaczy, że oddalamy się nie tylko od samorządu lecz także od demokracji?
Widzę bardzo niepokojące podejście artykułowane przez polityków PiS, pokazujące samorządowi miejsce w szeregu. Przed wojną toczyła się dyskusja na temat „naturalistycznej" lub „państwowej" roli samorządu. Teoria "naturalistyczna" mówiła, że samorząd jest czymś, co powstało wcześniej niż państwa, oddolnie, i ma naturalną podmiotowość. Arystoteles pisał, że to gmina jest pierwotną formą organizacji życia zbiorowego. Natomiast zwolennicy teorii „państwowej" przyjęli założenie, że samorząd stanowi przedłużenie administracji rządowej. Wydaje mi się, że teoria państwowa właśnie zwycięża. Tak pojmowany samorząd będzie jedynie wykonawcą rozporządzeń rządowych. Potrzebny jest bowiem ktoś, kto będzie odciążał władzę centralną w różnych zadaniach. Można zatem przewidzieć, że zmiany nie doprowadzą do całkowitego rozmontowania samorządu ale wspólnoty lokalne nie będą miały wpływu na decyzje ich dotyczące. Można to zaobserwować na przykładzie działania ustawy dekomunizacyjnej. Podejmowanie uchwał w sprawie nazw ulic i placów należy do podstawowych kompetencji samorządowych. Gdy pojawiły się „wojenki" związane z tą ustawą, odezwały się głosy w PiS, że należy wprowadzić ustawę, która odbierze samorządom tę kompetencję i przekaże ją wojewodom.
Rok temu odbył się nadzwyczajny kongres samorządowy, podczas którego obserwowałam pełne emocji wystąpienia z propozycją np. wycofania się z udziału w komisji wspólnej rządu i samorządu. Co dziś zostało z tego protestu?