Sylwek R. jest niepełnosprawny od urodzenia. Ma sparaliżowane obie nogi, lewą rękę, nie widzi na jedno oko. Porusza się na wózku inwalidzkim, do którego stale jest przypięty pasem. Do poruszania wózka zawsze wymaga pomocy osób drugich.
Przed południem 29 maja 2012 r. uczestniczył w zajęciach szkolnych. Był pod opieką nauczycielki, która towarzyszyła mu również na przerwie międzylekcyjnej. Tego dnia zezwoliła na pchanie wózka przez innego ucznia z jego klasy. Chłopcy znajdowali się wówczas na korytarzu szkolnym obok wejścia prowadzącego do sali gimnastycznej. Nauczycielka była około 3–4 m za nimi. W pewnym momencie pchający wózek chłopak został popchnięty przez innego ucznia. Wózek inwalidzki stoczył się po pochylni prowadzącej do sali gimnastycznej, przechylił do przodu i uderzył w zamknięte drzwi. Nauczycielka nie zdążyła zareagować.
Pielęgniarka szkolna oceniła, że niepełnosprawny chłopiec uderzył się w wargę oraz dziąsło i że wypadek nie zagraża jego życiu. Władze szkoły nie wezwały na miejsce karetki pogotowia. O zdarzeniu poinformowano rodziców, którzy pojawili się w placówce pół godziny później.
W szpitalu okazało się, że chłopak doznał złamania wyrostka zębodołowego szczęki okolicy siecznej ze zwichnięciem czterech zębów oraz złamania brzegów siecznych tych zębów. Musiał poddać się zabiegowi chirurgiczno-ortopedycznemu. Cierpiał też na nerwicę pourazową. Biegli stwierdzili, że obrażenia skutkowały 10-proc. długotrwałym uszczerbkiem na zdrowiu, podkreślając duże i długotrwałe dolegliwości bólowe.
Towarzystwo ubezpieczeniowe, w którym szkoła miała wykupione ubezpieczenie OC, odmówiło wypłaty odszkodowania, nie dopatrując się zawinienia ze strony szkoły.