W niedzielę w Kabulu doszło do zamachu, za który odpowiedzialność wzięło na siebie Daesh. Mirwais Elmi, pan młody, na którego weselu miał miejsce zamach i panna młoda przeżyli, ale w ataku zginęło wielu członków ich rodzin i przyjaciół.
Prezydent Afganistanu Ashraf Ghani opisał atak jako "barbarzyński". Talibowie, którzy obecnie prowadzą rozmowy pokojowe z administracją Donalda Trumpa, potępili atak.
W rozmowie z Tolo News Mirwais Elmi wspominał, że najpierw witał gości w zatłoczonej sali weselnej, a po kilku godzinach widział, jak z miejsca zamachu wynoszone są ich ciała.
- Moja rodzina, moja żona są w szoku, nie są w stanie mówić. Moja żona cały czas mdleje - powiedział.
- Straciłem nadzieję. Straciłem brata, straciłem przyjaciół, straciłem krewnych. Nigdy nie zaznam już w życiu szczęścia - powiedział Elmi.
- Nie mogę chodzić na pogrzeby, czuję się bardzo słaby... Wiem, że to nie są ostatnie cierpienia dla Afgańczyków, cierpienie będzie nadal trwało - dodał.
Ojciec pana młodego powiedział afgańskim mediom, że w zamachu zginęło 14 członków jego rodziny.
Daesh, które jest obecne we wschodnim i północnym Afganistanie zwalcza zarówno rząd, jak i siły międzynarodowe stacjonujące w Afganistanie. Daesh nie bierze udziału w rozmowach pokojowych między USA a talibami.
Daesh w oświadczeniu ws. ataku napisało, że jeden z terrorystów z tej organizacji wysadził się w tłumie ludzi na ślubie, podczas gdy inni "zdetonowali wypełniony materiałami wybuchowymi samochód", kiedy na miejscu pojawiły się służby ratunkowe.
Do ataku doszło w dzielnicy zamieszkiwanej w większości przez szyitów.