Jedno już dziś powiedzieć można z pewnością: to nie będzie słabsza Simona Halep niż przed rokiem. Wówczas po zwycięstwie nad Świątek w ćwierćfinale przegrała z rosyjską Amerykanką Amandą Anisimową, którą w piątek pokonała 6:0, 6:1. Halep od półfinałowej porażki w tegorocznym Australian Open z Hiszpanką Garbine Muguruzą, nie przegrała meczu. Zwyciężyła w Dubaju (jeszcze przed wirusową przerwą) a potem zrezygnowała ze startów, nie pojechała nawet na US Open, wszystkie siły rzuciła na przygotowania do sezonu na kortach ziemnych. I efekty są imponujące. Wygrała turnieje w Pradze i Rzymie, podczas Roland Garros nie straciła jeszcze seta (podobnie jak Iga Świątek).

Zwycięstwo Polki w trzeciej rundzie nad Kanadyjką Eugenie Bouchard 6:3, 6:2 wynikowo imponujące wcale nie było aż tak łatwe, ale najważniejsze, że Świątek grała najlepiej w kluczowych momentach, gdy rywalka na początku obu setów ją doganiała po utracie serwisu. 

Niestety, nie ma dobrych wieści z męskiego turnieju deblowego. To, że odpadł Hubert Hurkacz (grający w parze z Brytyjczykiem Danem Evansem) specjalnie ważne nie jest, gdyż debel to dla Polaka zabawa, natomiast fakt, że Łukasz Kubot i Marcelo Melo wciąż grają fatalnie,  martwi o wiele bardziej, bo 39-letni Polak (ostatnio został ojcem) i dwa lata młodszy Brazylijczyk byli przez kilka lat w deblowej elicie. W Paryżu pokonali francuskich juniorów, ale już w drugiej rundzie przegrali 5:7, 6:2, 3:6 z amerykańską parą Nicholas Monroe - Tommy Paul.