Nie napiszę, że to nasz „Wiedźmin”, bo Geralt z Rivii dawno przestał być bohaterem słowiańskich peryferiów. Stał się postacią pobudzającą wyobraźnię na całym świecie. To przede wszystkim zasługa niezwykle popularnej gry komputerowej będącej adaptacją cyklu książek fantasy Andrzeja Sapkowskiego. Teraz do gry dołącza serial wyprodukowany przez Amerykanów.
To nie pierwsza adaptacja filmowa przygód Wiedźmina. Wcześniej z białowłosym zabójcą zmierzył się reżyser Marek Brodzki w wyprodukowanym wspólnymi siłami przez TVP i Heritage Films Lwa Rywina obrazie z 2002 r. Skończyło się porażką artystyczną, w dużej mierze ze względu na niskie możliwości budżetowe.
Sugestywna charakteryzacja Michała Żebrowskiego do dziś jednak robi wrażenie. Aktor zresztą ma udział przy netfliksowej ekranizacji, bowiem można oglądać serial także z polskim dubbingiem, gdzie Geralt będzie mówił głosem Żebrowskiego. Na ekranie pojawi się też jeden Polak – 24-letni Maciej Musiał, który wcześniej współpracował z amerykańską platformą telewizyjną przy serialu „1983”.
Jeszcze jednym Polakiem jest Tomasz Bagiński, rysownik, animator i twórca filmowy, nominowany w 2002 r. do Oscara za animowaną „Katedrę”. Netflix zaangażował go jako producenta wykonawczego. To on wspólnie z Lauren Schmidt, producentką i scenarzystką rządzącą całym przedsięwzięciem, decydował o szczegółach tego, co zobaczymy na ekranie.
Ich praca musiała się spodobać centrali Netflixa, bo już w listopadzie ogłoszono, że będzie druga seria „Wiedźmina” i powoli rozpoczynają się pracę nad kontynuacją. Zdjęcia mają ruszyć w połowie 2020 r., premiera będzie w kolejnym.