Żyjemy w czasach dominacji hip-hopu i internetu. Czym może zainteresować spektakl o „ojcu polskiego bluesa" sprzed pół wieku?
Historia Tadeusza Nalepy i Breakoutów jest fascynująca, a zwłaszcza jego walka z władzą, która nie akceptowała zachodniego stylu, rockowej muzyki, długich włosów, dżinsów i swobodnego podejścia do życia. Punktem wyjścia naszego spektaklu jest akcja Służby Bezpieczeństwa, której oficer zagroził Nalepie, że jeśli nie zetnie długich włosów, odwoła koncert w Rzeszowie. Z tego samego powodu Breakouci zostali wykastrowani z telewizji, ponieważ Nalepa nie chciał podwiązać włosów na festiwalu w Opolu. Właściwie tylko radiowa Trójka grała piosenki Breakoutów i to fani, którzy kupowali płyty i chodzili na koncerty, zdecydowali o sukcesie zespołu. Jak mówił Gombrowicz, młodzi podpalają, a starzy gaszą. Esbekom w Rzeszowie się nie udało.
Przed wydarzeniami w Rzeszowie Nalepa wrócił triumfalnie z Holandii, grając na gitarze Gibson. Co się działo za granicą?
Tournee po krajach Beneluksu w 1968 r. całkowicie odmieniło zespół. Breakouci grali w rockowych klubach, gdzie poznali najnowsze brzmienia, możliwe do uzyskania dzięki lampowym wzmacniaczom Marshalla. Zakupili je, a także sprzęt, gitary i zrobili w Polsce muzyczną rewolucję, bo nikt wtedy nie grał tak ostro i głośno jak oni. Nalepa przywiózł też 500 płyt, na które wydał majątek. Pytany, dlaczego to zrobił, odpowiadał, że potrzebne są mu do pracy. Szukał inspiracji. Proszę sobie wyobrazić, że znalazłem zdjęcie plakatu świadczącego o tym, że Breakout w Holandii grał być może z The Doors. To niesamowite, prawda? Ponadto menedżer Led Zeppelin Peter Grant był na koncercie Breakoutów i zaproponował im wspólną trasę z Led Zeppelin, jednak Nalepa się nie zgodził, bo nie chciał rozgrzewać publiczności dla zachodnich gwiazd. W Polsce sam był gwiazdą. A w ówczesnym Związku Radzieckim, jak mówił mi brat Tadeusza – Czesław, Breakouci grali w ogromnych halach, dla tysięcy ludzi i byli megagwiazdami.
Spektakl będzie laurką?