Tym, którzy zakochali się w twórczości Thomasa Bernharda dzięki niezwykłym inscenizacjom Krystiana Lupy zaprezentowano niepokazywanych dotąd w Polsce „Dawnych mistrzów” w zaskakującej dla nas inscenizacji, której podjął się jeden z najciekawszych twórców teatru niemieckiego Thom Luz w Deutsches Theater w Berlinie. Wizyta berlińskich artystów przypadła ok. pierwszego dnia wiosny i wniosła zupełnie nową jakość w patrzeniu nie tylko na dzieło Bernharda, ale także na fenomen teatru. „Dawni mistrzowie” Thoma  Luza to przykład teatru dopracowanego w najdrobniejszym szczególe, błyskotliwego, inteligentnego, patrzącego na świat z dystansem, czego szczególnie brakuje wielu naszym twórcom. (krytykom zresztą też  jak zorientowałem się po spotkaniu z aktorami). 

Maja Kleczewska często gości na łódzkim festiwalu, i zawsze jest to obecność znacząca. Tym razem mieliśmy okazję obejrzeć chyba jeden z najlepszych jej spektakli, czyli  „Pod presją”. Zrealizowany z zespołem Teatru Śląskiego i wyrosły z inspiracji filmem Johna Cassavetesa. Kolejna mocna wypowiedź reżyserki w obronie kobiet z wstrząsającą kreacją Sandry Korzeniak. Hołd kobietom złożył też Jan Klata w niezwykłej inscenizacji „Trojanek” z wieloma znakomitymi rolami aktorów Teatru Wybrzeże zwłaszcza Doroty Kolak w roli Hekabe-  kobiety w obliczu apokalipsy.

Dodatkową wartością łódzkiego Festiwalu jest fakt, że oprócz występów gościnnych odbyły się na nim dwie prapremiery.  Pierwsza „Wracaj” Przemysława Pilarskiego to wyreżyserowana przez Annę Augustynowicz współprodukcja z Teatrem Współczesnym w Szczecinie   druga zaś to „Ferragosto” Radosława Paczochy w reżyserii Adama Orzechowskiego. Utwór odnoszący się do biografii Gustawa Herlinga Grudzińskiego , jeden z nielicznych, który powstał dla teatru w ustanowionym przez Sejm RP Roku Grudzińskiego. Oba spektakle weszły do stałego repertuaru Teatru Powszechnego  i z pewnością warte są oddzielnych recenzji.

Łódzki festiwal pokazał teatr żywy, wywołujący zachwyty, ale też dyskusje, a może i sprzeciwy. Przykładem tego ostatniego może być utwór Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk  inspirowany słynną ekranizacją „Popiołu i diamentu” Andrzeja Wajdy. Rzecz wyreżyserowana przez Marcina Libera jest bez wątpienia niczym kij w mrowisko. Zwolennicy „dobrej zmiany”  ucieszą się z pewnością, że powstało coś co ich zdaniem może deprecjonować Andrzeja Wajdę. Kiedy zaczną oglądać spektakl  z Legnicy szybko przekonają się, że wizja Sikorskiej-Miszczuk jest bardzo daleka od tak modnej dziś nowej polityki historycznej.

Jeśli łódzki Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych porównać do jubileuszowego tortu to z pewnością smakowitą wisienką byli na nim „Ułani”, Jarosława Marka Rymkiewicza. Utwór, w którym  Piotr Cieplak dał publiczności  radość oglądania gwiazd Teatru Narodowego a autorowi przypomniał wizję, o którą on sam siebie dziś by nie posądzał.