„Liczba protestów wzrosła o 60 proc. od początku roku, przy czym 70 proc. z nich było spowodowanych sytuacją społeczno-gospodarczą" – stwierdziło w swym najnowszym raporcie niezależne Centrum Reform Społecznych i Gospodarczych.
– W każdym kraju świata w okresie przedwyborczym następuje wzrost aktywności społecznej – wyjaśnił rzecznik Kremla Dmitirj Pieskow. Jednak wybory w Rosji odbędą się dopiero w marcu przyszłego roku, a główny kandydat w nich – obecny prezydent Putin – nawet nie zgłosił chęci startowania. – Rośnie liczba akcji wspierających prezydenta oraz akcji tych, którzy niezdrowo reagują na te czy inne wydarzenia – dodał.
Ośrodkiem różnorodnych ruchów protestacyjnych – od strajków z powodu niepłacenia pensji poprzez akcje całych grup zawodowych (w tym również biznesmenów) po polityczne manifestacje zwolenników opozycjonisty Aleksieja Nawalnego – są regiony syberyjskie, Moskwa i Petersburg. Poza Jekaterynburgiem, Omskiem i Nowosybirskiem znaczną liczbę „protestów gospodarczo-społecznych" odnotowano w południowej Rosji (Krasnodar i graniczący z Ukrainą Rostów).
– Narastają protesty związane ze sferą socjalną, poziomem życia, naruszaniem praw pracowniczych. A główną przyczyną jest kryzys gospodarczy – uważa szef Centrum Reform Nikołaj Mironow.
– Wzrost liczby protestów spowodowany jest brakami zasobów finansowych władz poszczególnych regionów – skomentował wyniki badań Nikołaj Pietrow z grupy ekspertów związanych z byłym wicepremierem Aleksiejem Kudrinem. Oni z kolei sugerują, że odpowiedzialność za „wzrost nastrojów protestacyjnych" ponoszą poszczególni gubernatorzy, gdyż brak im pieniędzy na cele socjalne.