Strefy wolne od dzieci

Miejsca oznaczone jako child-free wzbudzają silne emocje, ale zwolenników mają coraz więcej.

Aktualizacja: 02.06.2017 07:54 Publikacja: 01.06.2017 18:16

Ucieczki od zamieszania i hałasu poszukują nie tylko single, ale również rodzice małych dzieci.

Ucieczki od zamieszania i hałasu poszukują nie tylko single, ale również rodzice małych dzieci.

Foto: Fotolia

„Od dzisiaj nie wpuszczamy małych, rozkrzyczanych dzieci. Jesteśmy restauracją dla dorosłych, którzy potrafią docenić dobre jedzenie i wychodzą na miasto, by się nim delektować. Mamy świadomość, że nasza decyzja nie wszystkim się spodoba, ale dokładnie ją przemyśleliśmy. Uważamy, że wszyscy, którzy rozumieją naszą branżę, zgodzą się, że jest to właściwe rozwiązanie" – takie oświadczenie wiosną 2015 r. opublikowała na Facebooku restauracja The Lobster Pound and Moore z North Sydney w Kanadzie.

Informacja wywołała niespodziewane poruszenie. W ciągu kilku godzin atmosfera stała się gorąca. Pojawiła się fala wpisów oburzonych rodziców, nawoływania do bojkotu restauracji i groźby skierowane pod adresem właściciela i jego rodziny.

„Nawet gdyby mi zapłacili, nie przekroczę drzwi tej restauracji – brzmiał jeden z komentarzy. – Ich brak współczucia, nawet opublikowany w sposób profesjonalny, pozostawia zły smak, który powoduje, że nie chcę próbować ich potraw!".

Inni twierdzili, że niektórzy dorośli bywają o wiele bardziej uciążliwi niż dzieci, i mówili, że to nieuczciwe, ponieważ dzieci mogą zachowywać się głośno z różnych powodów, takich jak na przykład autyzm.

Właściciel restauracji ugiął się pod presją wściekłych rodziców. Kilka godzin później przyznał publicznie, że jest mu przykro, iż zawiódł swoich klientów. „Przepraszam za mój poprzedni post. Użyłem niefortunnych sformułowań. Kocham dzieci i gdybym tylko mógł, sam bym chciał je mieć" – napisał, po czym obiecał, że w jego restauracji zostanie nakarmiony każdy głodny brzuszek.

Ta sprawa nie skończyła się jednak na lokalnej potyczce. Bardzo szybko zaczęła rosnąć liczba głosów poparcia pierwotnej inicjatywy restauracji. Wkrótce czterokrotnie przewyższyła ilość sprzeciwów.

„Jestem jedną z osób, które pragną jeść w spokoju – napisała jedna z klientek, przyznając restauracji pięć gwiazdek. – Brawo za przywrócenie mi wiary, że my też mamy jakieś prawa".

Konflikt The Lobster Pound and Moore z internautami zyskał duży rozgłos w Kanadzie i na świecie. Okazało się, że problem wcale nie jest marginalny, a co ciekawe, za istnieniem restauracji dla dorosłych opowiadają się nie tylko single i bezdzietne pary, ale również rodzice pragnący na chwilę odpocząć od codzienności. Także na stronie www.debate.org pojawiło się pytanie „Czy powinny istnieć restauracje child-free?". W chwili obecnej 96 proc. internautów twierdzi, że tak, a jedynie 4 proc. jest przeciwnych, uważając, że to dyskryminacja i atak na instytucję rodziny.

„Ludzie, obudźcie się! – pisze oburzony internauta, – Jeszcze nie tak dawno kolorowi w Ameryce nie byli wpuszczani do niektórych restauracji. Dyskryminacja ze względu na płeć, wiek, rasę lub preferencje seksualne jest niezgodna z prawem. Nie można zakazać komuś wstępu do miejsca publicznego, ponieważ ma 2 lata zamiast 22. Należy pamiętać, że w restauracjach dzieci powinny istnieć, ponieważ są naszą przyszłością i muszą być akceptowane, a nie odrzucane".

W odpowiedzi na tę wypowiedź inny uczestnik debaty pisze: „Kolorowi zostali dyskryminowani przez polityką rasistowską, a nie dlatego, że krzyczeli, płakali lub biegali wokół innych klientów delektujących się jedzeniem".

Strefa strefie nierówna

Jak trudno zadowolić obie strony konfliktu, przekonali się Christine Wick i Klaus Schulte, właściciele berlińskiej kawiarni Cafe Niesen. Wydzielili w swoim lokalu salę na dziesięć miejsc, gdzie dorośli mogli w spokoju przeczytać gazetę i wypić kawę. Podobnie jak w przypadku The Lobster Pound and Moore zalała ich fala krytyki. Właściciele nie mogli pojąć, skąd się wzięła taka reakcja, tym bardziej że w tym samym czasie w lokalu powstała inna sala, przeznaczona specjalnie dla rodziców z małymi dziećmi. Znajdowało się tam mniej stolików, by łatwiej było ustawić wózki, a menu zawierało więcej potraw dla maluchów. To nie miało znaczenia dla opinii publicznej. Jeden z niemieckich polityków wzywał nawet do bojkotu Cafe Niesen, ponieważ, jak twierdził, tworzenie „child-free zone" jest przejawem wrogiego nastawienia do instytucji, jaką jest rodzina, której potrzeby powinny być zaspokajane w pierwszej kolejności.

Wick i Schulte sami są rodzicami i nadal przekonują, że takie strefy są potrzebne – każdy rodzic potrzebuje czasem chwili spokoju.

Child-free w Polsce

W naszym kraju sugestia, że dzieci nie są mile widziane w restauracji, jest delikatniejsza niż na Zachodzie – brak miejsc do przewijania, krzesełek czy kącików dla dzieci.

– Słyszę o miejscach, które dostosowują się do rodzin, ale również o tych, które mają zapewnić komfort i spokój gościom bez dzieci – mówi Joanna Piec-Gajewska, mama dwójki dzieci, zawodowo coach i menedżer pracująca w branży dziecięcej. – Albo ktoś zachęca rodziców do odwiedzenia lokalu, tworząc kąciki dla dzieci, menu, pokój dla matki z dzieckiem, albo tego nie robi. Wtedy samo miejsce zniechęca rodziców, bo nie jest przystosowane dla ich dzieci – głośna muzyka, klimatyzacja utrzymująca zbyt niską temperaturę, brak miejsca na przewinięcie dziecka czy towarzystwo skrzywionych min na widok kryjącej się z karmieniem mamy lub popłakującego maluszka. Swój ciągnie do swego.

Wakacje bez dzieci

Strefy child-free zaczęły się pojawiać nie tylko w restauracjach i kawiarniach. Coraz więcej hoteli ma ofertę tylko dla dorosłych, często włączając w nią nastolatków. Jedna z czołowych firm turystycznych w Polsce pisze na swojej stronie, że co roku przybywa ok. 20 proc. ofert child-free, zarówno polskich, jak i zagranicznych. Wybierane są nie tylko przez singli czy bezdzietne pary, ale też, i to bardzo często, przez rodziców pragnących wypocząć bez swych pociech. Ogólnodostępne hotele tworzą osobne strefy przystosowane do różnych potrzeb. To najczęściej obiekty o wyższym standardzie, ale jest też coraz więcej propozycji bardzo kameralnych miejsc wypoczynku i na każdą kieszeń.

– Stworzyłam to miejsce, by moi goście doświadczyli sielskiego spokoju, dobrej kuchni i ciszy – mówi pani Łucja, właścicielka stylowo urządzonego domu przyjmującego gości w ramach agroturystyki. – Nie ma tu udogodnień dla dzieci. Moi klienci narzekają na hałasujące maluchy na osiedlach i nieustanny szum w mieście. Tu mają wszystko, czego brakuje im na co dzień. A oburzone młode mamy powinny się zastanowić, dlaczego ludzie zaczynają unikać towarzystwa małych dzieci.

„Od dzisiaj nie wpuszczamy małych, rozkrzyczanych dzieci. Jesteśmy restauracją dla dorosłych, którzy potrafią docenić dobre jedzenie i wychodzą na miasto, by się nim delektować. Mamy świadomość, że nasza decyzja nie wszystkim się spodoba, ale dokładnie ją przemyśleliśmy. Uważamy, że wszyscy, którzy rozumieją naszą branżę, zgodzą się, że jest to właściwe rozwiązanie" – takie oświadczenie wiosną 2015 r. opublikowała na Facebooku restauracja The Lobster Pound and Moore z North Sydney w Kanadzie.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”