Jakie pułapki czyhają na nas w sklepach?

Klient mówi: „Reklama na mnie nie działa”, merchandiserzy odpowiadają: „Do zobaczenia w sklepie”

Aktualizacja: 18.08.2017 18:39 Publikacja: 17.08.2017 17:13

Jakie pułapki czyhają na nas w sklepach?

Foto: Fotolia

Handel w dużych sklepach to obszar zażartej walki o spojrzenie klienta. Decyzja o zakupie zapada szybciej, niż nam się wydaje, bo już na poziomie nieświadomym. Dzieje się to bardzo szybko, między jednym mrugnięciem oka a drugim. 80 proc. zakupów to impulsy wywołane przez obraz produktu.

Idziemy po masło, a wychodzimy z torbą pełną łupów. Co nami kieruje? Na pewno dostrzegamy promocje, plakaty, krótkie komunikaty: promocja, okazja, zniżka, wyprzedaż. Ekspozytory ustawione przy kasie też mają swoją funkcję. To jednak tylko czubek góry lodowej. Naprawdę nasz ruch w sklepie jest dokładnie przewidziany.

Merchandising już nie oznacza tylko towarowania. Stał się sztuką wywierania wpływu, która przynosi sklepom ogromne zyski. Klienci odwiedzający super– i hipermarkety zanurzają się w „zakupowaniu”, czyli przyjemności spacerowania na zakupach.

Merchandising dotarł do Polski dopiero na początku lat 90. Został zaimportowany jako gotowa, opracowana przez ekspertów technika sprzedaży detalicznej. Podstawowym celem merchandisingu jest poprowadzenie klienta przez jak największą część sali sprzedażowej oraz sprawienie, by spędził tam jak najwięcej czasu. Dlatego trudno znaleźć zegar na ścianie hipermarketu. Klient nie może się spieszyć.

Prawy do lewego

Zaobserwowano, że odwiedzający najchętniej wybierają wejścia po prawej stronie i poruszają się po sali odwrotnie do ruchu wskazówek zegara. Dlatego najczęściej po koszyk sięgamy w prawo. Później wchodzimy do tzw. obszaru dekompresji. To miejsce, które jest śluzą pomiędzy światem zewnętrznym a strefą kupowania. Według sztuki merchandisingu należy jak najskuteczniej zmniejszyć ten obszar, ponieważ tam klienci zwykle jeszcze nic nie kupują i nie podejmują żadnych decyzji. Muszą przyzwyczaić zmysły do nowych kolorów, kształtów i zapachów. W tej strefie umieszcza się informacje o sezonowych promocjach lub wyprzedażach oraz tanie, szybko rotujące produkty. Łatwo po nie sięgnąć, bo wydają się niezobowiązujące, a w rzeczywistości uruchamiają łańcuch kupowania. Jak dowiedziono, spacerowanie między półkami z pustym koszykiem zmniejsza gotowość do wydawania pieniędzy.

Klientom wydaje się, że kluczą wśród regałów według własnego pomysłu, ale to nieprawda. Większość osób realizuje przewidziany przez specjalistów plan. Sklepy unikają tworzenia bardzo długich regałów. Klienci lubią szukać „własnych” skrótów. Wydaje im się, że w ten sposób zaoszczędzą czas i kupią jedynie to, po co przyszli. Nazywa się to symptomem trawnikowym. Jeśli można skrócić drogę, to dlaczego nie przez środek skweru? A tam na szczytach regałów czekają promocje. Zaobserwowano, że w tych miejscach jest największy ruch. Klienci skutecznie „rzucają okiem”.

Badania nad zachowaniami konsumentów wykazują, że uczucie przyjemności, występujące w czasie zakupów przekłada się na ilość czasu, jaką klient spędza w sklepie, zawartość koszyka oraz chęć powrotu przy następnej okazji. Dlatego w sztuce merchandisingu istnieje zasada „wolnych pleców”. Stąd dbałość o szerokie przejścia i swobodny dostęp do półek. W mniejszych sklepach, na niewielkich powierzchniach, gdzie alejki są ciasne, rozwiązano ten problem przez zastosowanie niskich regałów. Można wówczas objąć wzrokiem całą salę i nie odnieść wrażenia, że inny klient siedzi nam na karku.

Walka o półki

Udział i lokalizacja produktu na półce są równe udziałowi w rynku, dlatego tu trwa zażarta walka. Najatrakcyjniejsze miejsce ekspozycji znajduje się na wysokości wzroku. Badania dowodzą, że produkty umieszczone na wysokości 120–160 cm generują 60–70 proc. obrotu całego regału. O te miejsca biją się dostawcy. Tam umieszcza się produkty z dużą marżą, końcówki serii, towary zalegające w magazynach lub z upływającą datą ważności.

Na wysokości 80–120 cm chętnie lokuje się produkty dla dzieci, ponieważ to jest ich wysokość wzroku, a i dla dorosłych jest to nadal dobrze widoczna przestrzeń.

Najmniej atrakcyjne są najniższe partie. Tam kładzie się towary ciężkie lub bardzo tanie, o niskiej marży. Górna półka zarezerwowana jest dla produktów droższych i ekskluzywnych. Koneserzy podnoszą wzrok i szukają rarytasów w wyższej cenie. Wysoko umieszcza się też rzeczy lekkie, które nie stanowią zagrożenia dla przechodzących klientów lub nie zmuszają ich do wysiłku, gdy po nie sięgają.

Rozkład poziomy też rządzi się twardymi regułami. Środek regału jest najważniejszy. To gorąca strefa. Im bliżej krańców, tym zimniej. Merchandiserzy znaleźli sposób, jak skutecznie zagospodarować krańcowe półki. Dzielą regały na pionowe bloki. Produkty tej samej kategorii są umieszczane obok siebie i nie jest to tylko logiczny podział asortymentu. Każdy z bloków ma swój najbardziej promowany środek i mniej atrakcyjne zimne strefy.

Produkty jednej marki są umieszczane obok siebie. Ważniejsze jednak jest zwielokrotnienie produktu. I to nie tylko dlatego, że klienci źle reagują na puste regały i przyspieszają przy nich kroku. Rozsiane opakowania praktycznie nie mają wpływu na klienta, ale zgrupowane w skupiska „wołają” z półek i przyciągają wzrok.

Jako konsumenci powinniśmy wiedzieć, że sklepy kierują się zasadą FIFO – to, co weszło do magazynu jako pierwsze, musi być sprzedane w pierwszej kolejności, lub FEFO, gdzie priorytet ma termin ważności. W magazynie zawsze znajduje się świeższy jogurt niż ten, który stoi na półce i na pierwszej linii. Warto zatem sięgnąć głębiej.

Razem z ladą pojawia się pojęcie zwane „odruchem kolejkowym”. Klienci instynktownie ustawiają się po prawej stronie kasy. Z tego miejsca bardzo rzadko wracają na salę samoobsługową. Specjaliści zaobserwowali, że w tym przypadku najcenniejsza jest przestrzeń nad ladą. O ile w dziale samoobsługowym lepiej dostrzegane są produkty leżące po prawej stronie, o tyle w kolejce zaczyna się je oglądać od lewej oraz z góry na dół. Stojąc w „ogonku” można też uważniej przeczytać reklamy, dotknąć ekspozytorów z drobiazgami, by w ostatniej chwili skorzystać z promocji.

Nie tylko wzrok

Działanie merchandisingu to nie tylko zwiększenie sprzedaży, ale także zbudowanie lojalności klienta. Lekkie, uspokajające lub energetyczne dźwięki, doskonale się do tego nadają.

Podobnie z innymi zmysłami. Aromaty działają na system nerwowy wyjątkowo silnie i przywołują nieświadome skojarzenia. Może się wydawać, że sklepy rzadko używają tego sposobu do wabienia klientów, ale to nieprawda. Bodźce zapachowe używane są bardzo często, ale mózg przetwarza je głównie na poziomie nieświadomym i łatwo o nich zapomina pozostawiając jedynie wrażenie przyjemne lub nieprzyjemne.

Możemy zaprzeczać wpływowi reklamy na nasze decyzje, siedząc w fotelu, jednak dopiero w sklepach wpadamy w prawdziwą pajęczynę. Zachowania konsumenckie to dobrze przebadana dziedzina, więc klienci nieustannie dają się złapać na te same chwyty. Zmieniają się tylko produkty. Polowanie twa. Ale czy naprawdę chcemy uciekać?

Kultura
Muzeum Historii Polski: Pokaz skarbów z Villa Regia - rezydencji Władysława IV
Architektura
W Krakowie rozpoczęło się 8. Międzynarodowe Biennale Architektury Wnętrz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Kultura
Zmarł Leszek Długosz
Kultura
Timothée Chalamet wyrównał rekord Johna Travolty sprzed 40 lat