– Blokada? U mnie działa – dziwił się zdymisjonowany miesiąc temu rosyjski wicepremier Aleksander Dworkowicz.
Mimo trwającej od 13 kwietnia nagonki władz większość rosyjskich polityków ma swoje konta w Telegramie, uważając, że tylko on zapewnia bezpieczeństwo ich korespondencji. Niemożność złamania przez FSB szyfrów komunikatora stała się właśnie przyczyną ataku na niego. Jego właściciel, miliarder Paweł Durow – zmuszony do emigracji z Rosji w 2014 roku – kategorycznie odmawia współpracy z władzami, twierdząc, że najważniejsza jest prywatność użytkowników Telegramu.
Wesołość w całej Rosji wywołał były doradca prezydenta Putina ds. rozwoju internetu German Klimienko. W zeszłą środę został zdymisjonowany ze stanowiska, a w piątek założył własne konto w Telegramie. Jako doradca Putina odpowiedzialny był m.in. za zwalczanie komunikatora, namawiał przy tym do przenoszenia się do konkurencyjnego mesengera ICQ, grzecznie współpracującego z FSB.
– To bardzo szykowny produkt – powiedział teraz o Telegramie, tłumacząc, dlaczego założył tam konto. Rok temu zaś mówił: – Telegram zostanie poproszony o klucze szyfrujące korespondencję w Ameryce i we Francji. Jeśli odmówi, to go zamkną.
Komunikator ma światowy zasięg, Rosja stanowi jedynie ok. 15 proc. jego rynku.