Jonny Daniels: Żydek z monetą to niewinny obrazek. Ale i problem

Jonny Daniels, prezes fundacji From The Depths | Chcemy wysłać polskich Sprawiedliwych do USA, na uniwersytety, do synagog i społeczności żydowskich, aby zostali ambasadorami prawdy. Chcemy, by o Holokauście oprócz ofiar i ocalonych zaczęli opowiadać także prawdziwi bohaterowie.

Aktualizacja: 11.06.2016 17:18 Publikacja: 11.06.2016 00:01

Johny Daniels

Johny Daniels

Foto: Fotorzepa, Maciej Zienkiewicz

"Plus Minus": Przyszedł pan na wywiad do „Plusa Minusa" z pomysłem na kontrowersyjną sesję zdjęciową. Czy Jonny Daniels stracił rozum, że chce sfotografować się jako stereotypowy, chciwy Żyd z diabelskim uśmieszkiem?

Jonny Daniels, prezes fundacji From The Depths: Jako PR-owiec wiem, jak przyciągać uwagę. Tylko w ostatnim roku w anglojęzycznych mediach ukazało się 50 różnych artykułów o naszej pracy w Polsce. To jest jeden artykuł na tydzień. Przenosić na cmentarze macewy, z których po wojnie budowano m.in. chodniki i drogi, pomaga nam strongman Tomasz Kowal. Wyobraźmy sobie, co myśli zagraniczny czytelnik, widząc wielkiego, łysego Polaka, który dźwiga żydowskie nagrobki z gwiazdą Dawida. To daje do myślenia.

A co ma pomyśleć sobie czytelnik, widząc stereotypowego Żyda na okładce „Plusa Minusa"?

Skoro mamy rozmawiać o wizerunku Polski, to warto zacząć od tego, co warto by w Polsce zmienić. Wystarczy pojechać do pierwszego lepszego małego miasteczka, by zobaczyć, że w różnych zakładach rzemieślniczych, a także w wielu mieszkaniach wiszą obrazki Żyda z pieniążkiem, nazywane żydkami. Polacy bez zażenowania opowiadają mi, że przekręcanie ich do góry nogami w piątek ma przynieść im szczęście i dobrobyt. To zwykły przesąd, głupota. Ale ludzie, którzy odwiedzają Polskę i widzą te obrazy, myślą: aha, to ten słynny polski antysemityzm, o którym tyle się słyszy. Wystarczy sprawdzić w internecie, co piszą ludzie po wizycie w Polsce. Oni nie rozumieją, że to tylko niewinne obrazki.

Zlikwidujmy „żydki", to przestaną pisać o „polskich obozach śmierci"? Jest pan ekspertem od budowania wizerunku, ale nie sądziłem, że aż tak dobrym...

Powielając stereotyp Żyda na takich obrazkach, w oczach obcych sami budujecie sobie stereotypowy wizerunek Polaka-antysemity. To od was zależy, jak was będą widzieć na świecie. Czy przez pryzmat 6620 polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, odznaczonych za ratowanie Żydów z Holokaustu z narażeniem własnego życia, czy dalej jako sprawców pogromu kieleckiego i wypędzeń Żydów z PRL. W budowaniu pozytywnego wizerunku Polski wcale nie pomagają ci, którzy wypinają dumną pierś i oburzają się na każdy zarzut antysemityzmu, twierdząc, że Polacy w ogóle nie pomagali Niemcom. Bo tak też nie było. Zamiast tylko narzekać i narzekać – co notabene jest charakterystyczne i dla Polaków, i dla Żydów – trzeba zacząć aktywnie działać. By poprawić wizerunek Polski, wystarczy opowiadać prawdę o jej historii i edukować.

Kto ma tę prawdę opowiadać?

Należy wykorzystać chęć i zapał żyjących jeszcze bohaterów. Z odznaczonych przez instytut Yad Vashem Sprawiedliwych wciąż żyje 250 Polaków. My chcemy, by ci ludzie zostali ambasadorami prawdy. Będziemy wysyłać ich po całym świecie, do różnych społeczności i instytucji. I oni będą tam opowiadać swoje historie. Dziś historia Holokaustu nie ma swoich bohaterów. Opisuje się go jedynie strasznymi, przerażającymi opowieściami. Nawet historie uratowanych Żydów przedstawiane są z punktu widzenia ich trudu, przerażenia, tego, jak było im ciężko. To są zawsze przygnębiające i pesymistyczne opowieści. My chcemy, by o Holokauście oprócz ofiar i ocalonych zaczęli opowiadać także prawdziwi bohaterowie.

Kupi pan im bilet, wsadzi w samolot, wyśle do Nowego Jorku i cały świat nagle zmieni opinię o Polsce?

Chcemy, by Polska w umysłach ludzi przestała być jedynie krainą obozów śmierci i tragicznych wypadków, ale zaczęła być także ziemią prawdziwego heroizmu, odważnych ludzi, którzy ryzykowali własne życie, by powstrzymać zbrodniczą machinę nazizmu. Jestem polskim Żydem, moja rodzina pochodzi z Dobrzynia nad Wisłą. Czuję, że świat powinien lepiej poznać i zrozumieć Polskę, bo sam wychowywałem się, słuchając historii o niej jako o ziemi obozów śmierci. W mojej głowie obraz Polski praktycznie pokrywał się z obrazem Holokaustu, ona nie kojarzyła mi się z niczym innym.

W Wielkiej Brytanii, gdzie pan dorastał, podobnie jak w Izraelu, organizowane są dla żydowskiej młodzieży różne wycieczki do Polski. Jaką Polskę pan poznał podczas takiego wyjazdu?

Właśnie przez to wyobrażenie o Polsce nie chciałem wcale jechać na taką wycieczkę i w końcu nie pojechałem. Pierwszy raz odwiedziłem Polskę dopiero trzy i pół roku temu. Pamiętam, w jak wielkim byłem szoku. Wszedłem do polskiego sklepu, a tam na półkach chałka, maca, śledzie... I nie mogłem zrozumieć, co to wszystko tam robi, przecież to nasze żydowskie jedzenie! Szybko zacząłem rozumieć, że Żydów i Polaków łączy praktycznie wszystko: jedzenie, muzyka czy kultura.

I dziś pana fundacja przyznaje własne odznaczenia Polakom ratującym Żydów w czasie II wojny. Rzeczywiście szybko poszło

Jestem absolutnie przekonany, że co najmniej dwa razy więcej Polaków powinno zostać odznaczonych przez Yad Vashem. Jednak tuż po wojnie ludzie się bali przyznawać, że ratowali Żydów. Niektórzy na święta Bożego Narodzenia co roku otrzymywali z Tel Awiwu pomarańcze, ale w wielu przypadkach to był temat tabu w miasteczku, bo naprawdę ludzie bali się o tym mówić. Co więcej, wielu starszych ludzi nawet w wolnej Polsce wciąż nie mówi o tym głośno.

To jak mieliby o tym opowiadać w Nowym Jorku?

Są i inni, którzy nawet wolą odmówić sobie obiadu, byle tylko było ich stać na taksówkę na spotkanie z młodzieżą. I to jest bulwersujący problem: państwo o nich kompletnie zapomniało. Jak to jest w ogóle możliwe, że tych ludzi nie stać na wykupienie recepty, że muszą głodować, by móc opowiedzieć młodzieży o swym bohaterstwie, bo nikt nawet taksówki im nie załatwi? Rozumiem, że emerytury w Polsce są głodowe i inni starsi ludzie też muszą czasem odmawiać sobie obiadu, ale mówimy tu o 250 wciąż żyjących bohaterach! Proponuję, by pieniądze, które idą na walkę z „polskimi obozami śmierci", przekazać na polskich Sprawiedliwych, i niech to oni opowiadają światu, że o żadnych polskich obozach nie powinno być mowy.

I z kim oni mają się spotkać w tych Stanach Zjednoczonych?

Chcemy ich zabrać na uniwersytety, do synagog, społeczności żydowskich, ale także do kościołów i wspólnot chrześcijańskich. Cały czas jeżdżę do Stanów i poszukuję odpowiednich miejsc. Czasem słyszę, że ktoś może mi pomóc, ale w 2017 roku. Dla niego to szybko, a dla mnie nie: ja chcę ich zabrać do USA już jutro i codziennie żałuję, że nie zrobiłem tego wczoraj. Nie zostało nam wiele czasu... Tam ludzie naprawdę są spragnieni takich historii. Nie będzie żadnego problemu, by zapełnić nawet pokaźne sale, a dziennikarze będą pchać się do nas drzwiami i oknami.

Co na to sami Sprawiedliwi?

Zdążyliśmy już się bardzo polubić. Cały czas nas zapewniają, że bardzo by chcieli pojechać z nami do USA. Nie możemy ich teraz zawieść. Niecałe dwa miesiące temu nawet zorganizowaliśmy dla nich potańcówkę. Każdy, kto chciał, mógł do nas dołączyć. Przyszło wielu młodych ludzi, porywali ich na parkiet, a oni rzucali się w wir tańca z olbrzymią radością. Żeby nie musieli sami dojeżdżać na miejsce, zwołaliśmy na Facebooku chętnych, którzy podjechali po nich do domów i przywieźli na tańce. Po 5 minutach musiałem usunąć post z tą prośbą, bo zgłosiło się zbyt wielu chętnych! Ludzie chcą się angażować, chcą pomagać, potrzebują jedynie tego, by ktoś dał im możliwość wykazania się.

Ale wciąż mnie pan nie przekonał, że tym, którzy mają o Polsce jak najgorsze zdanie, nagle przemówi do rozsądku kilka historii Sprawiedliwych.

Świat nie zna polskiej historii, dlatego trzeba mu ją podstawić pod nos. Choć najlepiej by było wszystkich zaprosić do Polski, wziąć za rączkę i wszędzie oprowadzić. To zresztą dotyczy nie tylko Holokaustu. Spójrzmy na kryzys wokół Trybunału Konstytucyjnego. Inaczej ten kryzys wygląda tu, na miejscu, a zupełnie inaczej przedstawiany jest w dzienniku „The New York Times". Nie można za to winić dziennikarza, który siedzi tysiące kilometrów od Warszawy i karmiony jest codziennie tylko jednostronnymi opiniami. Zamiast się na niego oburzać, trzeba przedstawić mu inną perspektywę, pokazać, jak to wygląda naprawdę.

Do Polski przyjeżdża coraz więcej obcokrajowców, ale mam wątpliwości, czy oni naprawdę poznają historię Polski.

Państwo polskie powinno robić dużo więcej, by zainteresować swoją historią i kulturą choćby młodych Żydów, którzy masowo tu przyjeżdżają. Z tym że pamiętajmy, że te ich wycieczki mają służyć przede wszystkim odkrywaniu dziedzictwa żydowskiego. Ale można te dwie kwestie jakoś połączyć. Nauczyciel z izraelskiego liceum sam nie wpadnie na to, by opowiedzieć uczniom coś o Polsce, o dialogu, bo po co miałby to niby robić... Jednak jeśli poda im się coś pod nos, wyręczy się ich, to zapewniam pana – sama młodzież przekona nauczyciela, by zamiast do kolejnego nudnego muzeum, pójść choćby do zoo. A tam już my damy im możliwość dotknięcia, poczucia prawdziwej historii. Wraz z dyrekcją ogrodu przygotowaliśmy niewielkie muzeum we wnętrzu willi, w której rodzina Żabińskich ratowała podczas wojny Żydów. Ówczesny dyrektor zoo Jan Żabiński uratował tam 300 osób!

Ale to wciąż jest muzeum. Dlaczego akurat to miałoby zainteresować 17-latków?

Po pierwsze jest w zoo. Polskie zoo samo w sobie wzbudza ciekawość obcokrajowców. Po drugie, pokazujemy im piękną willę, schodzimy do piwnic, gdzie Żydzi się ukrywali. A tam można dotknąć ścian, poczuć chłód – to działa na wyobraźnię. Młodzież opuszcza zoo z zupełnie innym spojrzeniem na historię. Muzeum Żabińskich nie jest jeszcze tak do końca otwarte, ciągle nad nim pracujemy, ale wycieczki już je mogą odwiedzać. Pracujemy także nad innymi miejscami, w których byli ratowani Żydzi, by odwrócić trochę tę perspektywę patrzenia na Polskę, gdzie Żydzi tylko ginęli i gdzie nikt im nie pomagał.

Nie jesteście pierwsi. Państwo już wcześniej otworzyło Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej.

Tylko że żadna wycieczka żydowska nie pojedzie specjalnie na Podkarpacie, by je zwiedzić. Poza tym na samą uroczystość otwarcia tego muzeum poszło 350 tys. zł. Rozumie pan śmieszność, na jaką wystawia się państwo polskie, w sytuacji, gdy żyjący wciąż Sprawiedliwi głodują? Co więcej, połowa z nich nawet nie została na to otwarcie zaproszona!

Chce pan powiedzieć, że przypominamy sobie o nich dopiero, kiedy umierają?

Nawet wtedy o nich nikt nie pamięta. Raz poproszono mnie, bym wygłosił przemówienie na jednym z pogrzebów. Spytałem, kim ja jestem, by przemawiać na pogrzebie bohatera?! Ale w sumie poza mną nikogo tam nie było: ani jednego przedstawiciela władz samorządowych, państwowych, żadnych dziennikarzy. Nie uwierzy pan, ale wczoraj dostaliśmy informację, że pewien śmieciarz znalazł w kontenerze z odpadkami dyplom z Yad Vashem. Jeden ze Sprawiedliwych zmarł, nikt się tym nie przejął i jego rzeczy zostały wyrzucone do śmieci, jak leci, łącznie z odznaczeniem.

Kilku z nich może pan wyśle do USA, ale reszta dalej będzie głodować...

To jeszcze nie jest oficjalnie potwierdzone, ale zapewniam pana, że za parę miesięcy Kneset przyzna Sprawiedliwym pensję, taką rentę od Państwa Izrael. Będą otrzymywać z Tel Awiwu pieniądze, by mogli godnie dożyć kresu swych dni. Za tą ustawą stoi Hilik Bar, który latami zarzekał się, że nigdy do tej strasznej Polski nie przyjedzie... Zmienił zdanie dopiero dzięki zorganizowanemu przeze mnie posiedzeniu Knesetu w Oświęcimiu. Później, także dzięki nam, spotkał się z polskimi Sprawiedliwymi i zrozumiał, jak koszmarna jest ich sytuacja materialna. A teraz to dzięki niemu pierwszy raz w historii Izrael wypłaci rentę ludziom, którzy nie są obywatelami tego państwa...

A pana dobre kontakty w USA – jak je pan wykorzystuje?

Moim bliskim przyjacielem jest John Carter Cash, syn legendarnego muzyka Johnny'ego Casha. Nie każdy wie, że Johnny Cash był w Izraelu chyba z 15 razy; był wielkim przyjacielem Żydów i Państwa Izrael. Jego syn dziś bardzo wspiera nasze działania. W przyszłym roku w porozumieniu z rodziną Cashów zamierzamy ustanowić Nagrodę im. Johnny'ego Casha, by wesprzeć sprawę Sprawiedliwych.

Dlaczego akurat imienia Johnny'ego Casha?

Po prostu chcemy, by ich historia mogła wybrzmieć jeszcze głośniej. To powinno pomóc zainteresować nią szczególnie młodych ludzi. Bo to jest główne pytanie, jakie ciągle sobie zadajemy: jak zainteresować tą sprawą wszystkich, nawet nastolatków w stanie Tennessee? Stąd chęć pomocy ze strony rodziny Cashów jest dla nas czymś niezwykle pomocnym i chcemy ją jak najlepiej wykorzystać – w słusznej sprawie. To zaciekawi ludzi, będzie czymś innym, oryginalnym. Trochę jak ta sesja zdjęciowa, od której zaczęliśmy rozmowę...

Dlaczego to akurat pan poczuł misję, by zmienić to, że mało kto przejmuje się Sprawiedliwymi?

Uświadomiłem sobie, że należę do ostatniego pokolenia, które wychowywało się, słuchając opowieści ludzi ocalałych z Holokaustu. Moje dzieci nie będą miały już okazji spotkać żadnych ocalałych, żadnych Sprawiedliwych. Czuję moralny obowiązek, by walczyć o pamięć. Poza tym znam się na tym, mam kontakty. Skoro więc mam możliwość, by robić coś ważnego, istotnego, to zbrodnią byłoby tego nie robić.

Poprawa obrazu Polski to spore wyzwanie, ale pewnie dobrze będzie to wyglądało w pana CV. Ekspert od budowania wizerunku państw – brzmi nieźle. Da się na tym dobrze zarobić?

Zanim pierwszy raz przyjechałem do Polski, prowadziłem bardzo dobrze prosperującą firmę PR, pracując choćby dla członków Knesetu czy międzynarodowych biznesmenów. Gdyby mi zależało, by być tam, gdzie czekają wielkie pieniądze, to wybrałbym Amerykę, a nie Polskę. A jeśli chciałbym zarabiać akurat w Polsce, to finansowo lepiej bym wyszedł, idąc w ślady innych Żydów. Przecież wszystkie organizacje żydowskie w Polsce ciągle krzyczą o tym antysemityzmie, bo na walkę z polskim antysemityzmem bez problemu dostają wielkie pieniądze z USA. Za to gdy ja pokazuję żydowskim społecznościom w USA, jak prężnie działamy w Polsce, to wszyscy są przekonani, że wcale nie potrzebujemy ich wsparcia, bo na pewno pomaga nam polski rząd, a także miejscowy biznes.

A rzeczywiście pomaga?

Od władz polskich nie dostaliśmy nawet złotówki: ani od obecnego, ani tym bardziej od poprzedniego rządu. Poprzedni był dla nas prawdziwym koszmarem. Gdy dwa i pół roku temu udało mi się sprowadzić do Oświęcimia cały Kneset, chciałem pokazać izraelskim politykom, że Polska to nie tylko kraj nazistowskich obozów śmierci. Próbowałem doprosić się u kogokolwiek z ówczesnego rządu o pomoc. Nawet nie o pieniądze na przyjazd członków Knesetu, bo zdobyłem je jak zwykle sam, ale miałem kilka wolnych godzin i chciałem zorganizować im coś, by lepiej poznali Polskę.

Na przykład co?

Rzuciłem pomysł, żeby może zrobić coś w Teatrze Narodowym w Krakowie. Zwłaszcza że z rządzącego wtedy obozu politycznego słyszałem często głosy oburzenia na wycieczki żydowskie, które zamiast poznawać Polskę, zwiedzają jedynie obozy śmierci. Ale nikt z rządu nie kiwnął nawet palcem! Dlatego tak bardzo oburzam się, gdy dziś czytam w anglojęzycznej prasie, że obecny polski rząd jest antysemicki. W rzeczywistości jest on dużo bardziej otwarty na nasze pomysły! A gdziekolwiek pojadę, muszę się mierzyć z pytaniami, czy trudno mi się pracuje z tym faszystowskim rządem, dyktaturą niemalże...

Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz podczas niedawnych obchodów rocznicy wybuchu powstania w getcie zarzuciła obecnemu rządowi, że przyzwala na antysemityzm w Polsce.

O tym, jak wygląda nasza współpraca z warszawskim ratuszem, nie będę może wspominał, bo jednak chcielibyśmy otworzyć to muzeum w willi Żabińskich... Ale pani prezydent miała rację o tyle, że obecny rząd nie reaguje wystarczająco zdecydowanie na antysemickie występki. W ogóle pod względem komunikacji rząd leży na całej linii. Zobaczmy, że choć w Polsce są rozmaite opinie o nowej władzy, to cały świat powtarza zdanie tylko jednej strony. I po części winę za to ponosi sam rząd. Znam wielu zagranicznych dziennikarzy w Warszawie. Ostatnio jeden z nich zadumał się przy mnie, że nie może we wszystkich artykułach stawiać PiS jedynie w negatywnym świetle. Spytałem więc, dlaczego to robi, a on na to, że nikt z rządzących nie chce odpowiadać na jego pytania ani komentować doniesień opozycji...

Może rządzący powinni uczynić jakieś symboliczne kroki?

Czynią, ostatnio właśnie podczas obchodów powstania w getcie. Pod pomnikiem Bohaterów Getta po raz pierwszy w historii obecni byli i premier, i prezydent. Do tego pierwszy raz prezydent Polski odwiedził cmentarz żydowski; żaden wcześniej tego nigdy nie uczynił. Tylko nie mam pojęcia, dlaczego oni tego wszystkiego nie próbują tak zakomunikować, by przebiło się to w zachodnich mediach. A że w Polsce jest też problem antysemityzmu... Tak, jest, bo zdarza się on wszędzie, w każdym kraju na świecie. Spójrzmy choćby na te plakaty, którymi skrajna prawica wymachuje na wiecach Donalda Trumpa...

...którego pan jest podobno doradcą! Robi sobie pan z nim zdjęcia na Instagram, grywa w golfa, a gazety piszą, że jest pan „Żydem, który jest najbliżej Donalda Trumpa".

Co czyni mnie zarazem najbliższym Trumpowi Polakiem (śmiech). Poznałem go siedem lat temu, gdy pracowałem jeszcze dla wiceprzewodniczącego Knesetu. Spędziłem w jego towarzystwie masę czasu, czy to w biurach Nowego Jorku czy właśnie na polach golfowych. Nie zamierzam oczywiście bronić Ku-Klux-Klanu, który popiera Trumpa, ale w porównaniu z zagrożeniem, jakie płynie z drugiej strony, przyznam, że skrajna prawica to tylko niegroźni idioci. Społeczność żydowska dużo bardziej obawia się lewackich profesorów z wpływowych uniwersytetów, którzy stoją za Berniem Sandersem i Hillary Clinton. Oni próbują delegitymizować Państwo Izrael, nazywając Żydów agresorami i mordercami. Nawet zwykli zwolennicy Berniego Sandersa, ta cała masa lewicowych studentów – są dla mnie dużo bardziej przerażający niż kilku wariatów w prześcieradłach. Przecież oni nie będą mieli żadnego wpływu na działania prezydenta Trumpa, a co innego cała ta skrajnie lewicowa degrengolada, gdy wygra Clinton – oni będą stanowić jej najbliższe zaplecze intelektualne.

W izraelskich mediach zaczęły się już spekulacje, czy w Białym Domu będzie czekać na pana jakaś wygodna posada...

(śmiech) Bardzo dobrze jest mi tu, gdzie jestem. Przed nami jeszcze dużo pracy w Polsce.

Ale potwierdza pan, że współpracuje z Trumpem?

Tak, w pewnym sensie współpracujemy. Podczas kampanii wyborczej do Knesetu nagrałem nawet filmik, na którym Trump mówi, że popiera Beniamina Netanjahu. Wtedy jeszcze był biznesmenem-celebrytą, ale zdradził mi już, że zamierza kandydować na prezydenta USA. Powiedział mi to już trzy lata temu. Pamiętam, że uśmiechnąłem się i powiedziałem: „Good luck!". Nie będę kłamał, że mu od razu uwierzyłem. Dziś nie mam jednak wątpliwości, że Donald Trump będzie kolejnym prezydentem Stanów Zjednoczonych i zarazem naprawdę fantastycznym partnerem dla Polski. Dlatego polscy politycy, zamiast zgrzytać zębami, powinni trzymać kciuki za jego zwycięstwo.

Czyli zauważył pan, że zgrzytają zębami... Polskie elity bardzo się go obawiają, bo wydaje się kompletnie nieprzewidywalny.

Wielu ważnych polityków nawet wprost mi zdradziło swoje poważne obawy. Tłumaczyłem im, że nie powinni sobie wyrabiać o nim zdania na podstawie tego, co mówią mainstreamowe media, bo w rzeczywistości jest on zupełnie inny, niż przedstawia go liberalna prasa. To bardzo rozważny, zdroworozsądkowy człowiek. A co najważniejsze, rozumie świat. Wie, kim się otaczać, dobiera sobie świetnych doradców i słucha ich rad. On będzie realizował interes USA, więc na pewno nie zawsze będzie mu po drodze z polską racją stanu, ale to chyba dla każdego oczywiste. Za to z rozmów, jakie z nim prowadziłem, wynika, że on doskonale rozumie sytuację Polski i to, jak ważne dla USA powinno być partnerstwo z Warszawą.

Ale to Hillary Clinton bardzo dobrze się zna na sprawach międzynarodowych, była pierwszą damą i sekretarzem stanu u Baracka Obamy.

I widzimy, jak USA za jej rządów oddaliły się od Europy. Trump za to wie, że musi wspierać Stary Kontynent, bo silna Europa jest Stanom bardzo na rękę. Dlatego priorytetem dla niego jest wsparcie militarne dla takich krajów jak Polska. On rozumie, że tarcza antyrakietowa w Europie Wschodniej jest absolutnie konieczna, a to przecież Clinton wycofała się z jej budowy. Dlatego nie mam najmniejszych wątpliwości, że z punktu widzenia Polski Trump a Clinton to niebo a ziemia.

—rozmawiał Michał Płociński

Jonny Daniels jest założycielem i prezesem fundacji From The Depths. Urodził się i wychował w Wielkiej Brytanii, ale mając 18 lat, wyprowadził się do Izraela, gdzie odbył służbę wojskową, założył rodzinę i zaczął pracę w Knesecie. W 2015 roku został uznany przez wydawany w USA żydowski magazyn „The Algemeiner" za jednego ze 100 najbardziej wpływowych Żydów na świecie

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

"Plus Minus": Przyszedł pan na wywiad do „Plusa Minusa" z pomysłem na kontrowersyjną sesję zdjęciową. Czy Jonny Daniels stracił rozum, że chce sfotografować się jako stereotypowy, chciwy Żyd z diabelskim uśmieszkiem?

Jonny Daniels, prezes fundacji From The Depths: Jako PR-owiec wiem, jak przyciągać uwagę. Tylko w ostatnim roku w anglojęzycznych mediach ukazało się 50 różnych artykułów o naszej pracy w Polsce. To jest jeden artykuł na tydzień. Przenosić na cmentarze macewy, z których po wojnie budowano m.in. chodniki i drogi, pomaga nam strongman Tomasz Kowal. Wyobraźmy sobie, co myśli zagraniczny czytelnik, widząc wielkiego, łysego Polaka, który dźwiga żydowskie nagrobki z gwiazdą Dawida. To daje do myślenia.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Nowy Jork. Przed sądem, gdzie trwa proces Trumpa, podpalił się mężczyzna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Społeczeństwo
Aleksander Dugin i faszyzm w rosyjskim szkolnictwie wyższym
Społeczeństwo
Dubaj pod wodą. "Spadło tyle deszczu, ile pada przez cały rok"
Społeczeństwo
Kruszeje optymizm nad Dnieprem. Jak Ukraińcy widzą koniec wojny?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Społeczeństwo
Walka z gwałtami zakończyła się porażką. Władze zamykają więzienie w USA