W nocy z 13 na 14 sierpnia ubiegłego roku Tomasz Wróblewski przebywał w hotelu z nowo poznaną dziewczyną. Zawiadomił policję o próbie kradzieży samochodu. Mimo że zgłaszał, że jest pod wpływem narkotyków, do interwencji nie wezwano pogotowia ratunkowego.

Policjanci zaraz po wejściu do pokoju rozpylili gaz. Z relacji świadka wynika, że podczas akcji jeden policjant stał mężczyźnie na nogach, a drugi na plecach i dociskał szyję. Pan Tomasz przestał oddychać, rozpoczęto więc reanimację i wezwano pogotowie ratunkowe. 37-latka nie udało się uratować. Obrażenia pośmiertne mogą świadczyć o brutalnym pobiciu. Zdaniem policji funkcjonariusze zachowali się prawidłowo i zgodnie z przepisami.