Po pięciu zwycięstwach w fazie grupowej była euforia, po przegranych z Argentyną i Francją żałoba. Wydawało się, że siatkarze zaraz spakują walizki i wrócą do domów, a wiary że w ostatnim meczu pokonają Serbię i awansują do trzeciej fazy mistrzostw było niewiele. Ale niemożliwe stało się możliwe. Serbia została rozbita, jedziemy do Turynu, plan minimum jakim przed mistrzostwami był awans do pierwszej szóstki został wykonany.
Na Polaków nie ma mocnych, z takim stanem ducha będziemy walczyć we Włoszech o medale. Michał Kubiak, kapitan naszej reprezentacji przypomina, że cztery lata temu też nikt nie wierzył, że zostaniemy mistrzami świata, a jednak pokonaliśmy w finale Brazylię i udowodniliśmy, że to możliwe. – I teraz jest podobnie – twierdzi Kubiak, który czuje się coraz lepiej i w Turynie znów będzie w wysokiej formie.
Serbowie mogli pozwolić sobie na porażkę z Polakami, bo awans zapewnili sobie wcześniej. Złośliwi mówią, że przegrywając z naszymi siatkarzami zagrali na nosie Francuzom, którzy w tej sytuacji wracają do domu.
Ale fakty są takie, że Polacy zagrali bardzo dobrze, znacznie lepiej niż w przegranych meczach z Argentyną i Francją. I nawet gdyby Serbowie walczyli o życie, to i tak mieliby problem z nami wygrać.
Nasi siatkarze świetnie zagrywali, blokowali, grali agresywnie w ataku i czujnie w obronie. Nie ma sensu zastanawiać się dlaczego Serbowie nie byli tak trudnym rywalem jak oczekiwano. Czasami tak w sporcie bywa. Argentyna też miał wywiesić w meczu z nami białą flagę, a wygrała choć w tie breaku Polska prowadziła 14:11.