- Zamierzam złożyć skargę do sądu administracyjnego w związku z bezczynnością pana premiera - ujawnia Onetowi sędzia.
Połowa lipca tego roku. Rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska publicznie wyjaśnia, jaki jest cel wdrażanej przez rząd PiS reformy sądownictwa. Padają słowa: "chcemy, aby już nigdy więcej nie było sędziów na telefon, żeby nie było sędziego Łączewskiego i innych, którzy mają pewne karty, których nie powinien mieć sędzia orzekający, wydający sprawiedliwe wyroki".
Czytaj także: Sędzia Łączewski: Sąd to nie korporacja. Potrzebna jest reforma, a resort się obraża
Kilka dni później sędzia Łączewski pisze do premiera - żądając wyjaśnień. Pyta, czy słowa rzeczniczki rządu to stanowisko Rady Ministrów - czy też "należy ją traktować jako eksces Joanny Kopcińskiej" - czytamy w kopii pisma sędziego, do której dotarł Onet. Sędzia pyta też - jeśli powyższe słowa rzeczniczki nie były z rządem skonsultowane, "jakiego rodzaju konsekwencje służbowe zamierza Pan (premier- przyp. red.) wyciągnąć wobec Joanny Kopcińskiej, która w swoich słowach zamieściła groźbę co najmniej pozbawienia mnie urzędu"
Mijają miesiące, premier nie zajmuje stanowiska. - Do dziś nie dostałem nawet cienia odpowiedzi na moje pismo, pan premier jakby całkowicie je zignorował - mówi Onetowi sędzia Łączewski. - W tej sytuacji pozostaje mi jedno. Wobec zaniechania organu władzy publicznej zamierzam złożyć skargę do sądu administracyjnego. Najpewniej stanie się to na początku listopada - mówi sędzia.