Ogłosiliście państwo pożegnanie z siecią Magnusson. Rzadko się dotychczas zdarzało, by międzynarodowa marka kancelarii znikała z Polski po wielu latach obecności. Czy to Magnusson się wyniósł, czy raczej wy podziękowaliście sieci za współpracę?
To my w Polsce zdecydowaliśmy, że opuszczamy sieć. Przypomnę, że powstała ona na bazie trzech jurysdykcji: szwedzkiej, duńskiej i polskiej. Polskie biuro było w niej od samego początku na identycznych prawach jak pozostałe biura założycielskie. Także od początku obowiązywała zasada, że są to biura „tej samej prędkości". Chodzi o równomierny rozwój osobowy, technologiczny czy organizacyjny. Przez wiele lat to dobrze działało, o czym świadczą dobre pozycje uzyskiwane przez polską kancelarię w rozmaitych rankingach, w tym w „Rzeczpospolitej" [49. miejsce wśród ponad 300 klasyfikowanych kancelarii w edycji z 2019 r. – przyp. red.]. Niestety, naszym partnerom z innych biur zabrakło rozumienia sieciowej synergii.