Przewlekłość postępowań: proces cywilny ma przyspieszyć przez spowolnienie

Proces cywilny po zmianach będzie przypominał tor z przeszkodami. Dopiero po ich pokonaniu obywatel może liczyć na rozwiązanie swego problemu w sądzie.

Publikacja: 06.07.2019 02:00

Przewlekłość postępowań: proces cywilny ma przyspieszyć przez spowolnienie

Foto: Adobe Stock

Ta nowatorska metoda rozwiązania problemu zatorów sądowych w sprawach cywilnych za chwilę stanie się faktem. A wszystko za sprawą nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, która jest właśnie na końcowym etapie prac legislacyjnych w parlamencie.

Czytaj także: Reforma sądów cywilnych jeszcze w tym roku

Zamysł zaiste przewrotny. Jeśli pozwany nie odbierze wysłanego przez sąd pozwu, sąd obciąży powoda obowiązkiem doręczenia. I jeśli się tak głębiej zastanowić, to w sumie słusznie – niech sprawca kolejnej sądowej sprawy wie, że z przeciążonym wymiarem sprawiedliwości nie ma żartów.

By nie było mu zbyt łatwo, będzie doręczał pozew przez komornika. Za 60 zł. I w ciągu dwóch miesięcy. A jeżeli nie doręczy w tym czasie, to sąd zawiesi postępowanie. A po paru miesiącach, jeśli nadal komornikowi nie uda się doręczyć pozwu, umorzy sprawę, odhaczając kolejny numerek. I wreszcie, statystycznie, rozpoznanie spraw ruszy z kopyta.

Pytanie, co sąd zawiesi, skoro zawiśnięcie sporu liczy się od dnia doręczenia pozwu pozwanemu, jest tu nie na miejscu. Tak jak pytanie, po co zrywać z funkcjonującą od dziesięcioleci zasadą fikcji doręczenia, gdy pozwany ignoruje sądową korespondencję, na rzecz rozwiązań, które niewątpliwie utrudnią realizację konstytucyjnego prawa do sądu.

Projekt nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, jak się mówi – najbardziej radykalny od uchwalenia kodeksu postępowania cywilnego w 1964 r. – przeszedł w parlamencie jak burza. Połączone komisje senackie potrzebowały na rozpoznanie w pierwszym czytaniu kilkuset zmian, zawartych na 86 stronach druku senackiego, dwie godziny szesnaście minut. Wypada trochę ponad półtorej minuty na stronę. Nawet nie chce się liczyć, ile na jeden zmieniany artykuł. Tempo prac było tak wielkie, że śmiało można powiedzieć: zmiany procedury cywilnej uchwalone zostały niemalże – o czym dalej – bezrefleksyjnym sprintem. I choć uczciwie trzeba dodać, że część zmian zasługuje na aprobatę, to nie zmienia to ogólnej oceny nowelizacji.

Bo trudno oprzeć się wrażeniu, że istota zmian oparta jest na filozofii kija. Proces cywilny po zmianach będzie przypominał swoisty tor z przeszkodami, po pokonaniu których obywatel dopiero może liczyć na rozwiązanie swojego problemu w sądzie.

Gdyby jednak czuł się zagubiony w gąszczu nowych obowiązków i chciał skorzystać z pomocy profesjonalnego pełnomocnika, autorzy nowelizacji przygotowali jeszcze większe rygoryzmy. Jak choćby przepis, który pozbawia stronę reprezentowaną przez profesjonalistę prawa podnoszenia zarzutów odwoławczych, jeśli pełnomocnik nie wytknie sądowi błędów. Śmieszne? Na pewno nie dla strony, która przegra proces z powodu błędów sędziego, i to tylko dlatego, że w protokole nie odnotowano zastrzeżenia do pracy sądu.

Powie ktoś, przecież to nic nowego, to już było w marksistowsko-leninowskim procesie cywilnym. Prawda, był taki przepis, ale martwy od urodzenia. Odżył całkiem niedawno, gdy jakiś skład sędziowski Sądu Najwyższego wpadł na pomysł, by formalnym kruczkiem procesowym pozbyć się jakiejś trudnej pewnie sprawy.

A teraz wraca w zmienionej formie, tak jakby obywatel korzystający z usług profesjonalnego pełnomocnika winny był niewydolności systemu wymiaru sprawiedliwości. Niewydolności uzasadnianej wygodnym pojęciem „obstrukcji procesowej stron", rozgrzeszającym nieudolność pracy niektórych – nie wszystkich – sędziów, nieudolność pracy niektórych – nie wszystkich – urzędników sądowych.

Obstrukcją procesową stron próbuje się rozgrzeszyć zatory sądowe spowodowane brakami kadrowymi, przeciążeniem sędziów obowiązkami i pracą, którą spokojnie mogliby wykonać asystenci, asesorzy lub referendarze.

Walka z obstrukcją procesową to bardzo wygodne hasło wytrych odwracające uwagę od zaniedbań w informatyzacji wymiaru sprawiedliwości, czy też jego głębokiego niedofinansowania.Przejawia się choćby niskimi płacami personelu pomocniczego, skutkiem czego najlepsi odchodzą do lepiej płatnych zajęć.

Kowal zawinił, Cygana powiesili. Przynajmniej próbowali. Gdyby nie Senat – izba rozwagi. I tu należy się, wspomniana wcześniej, łyżka miodu w beczce dziegciu.

To dzięki rozsądkowi izby wyższej parlamentu z noweli k.p.c. wykreślono bulwersujący przepis, nakładający na stronę reprezentowaną przez pełnomocnika dodatkową opłatę karną, gdy strona źle uiści opłatę sądową od środka odwoławczego. Czemu ta instytucja miała służyć? Chyba tylko temu, by w sądzie cywilnym było niesprawiedliwie, bezdusznie i ekstremalnie drogo, ale za to szybko.

Sarkastyczny ton tej publikacji nie jest przypadkiem. Trudno pogodzić się z rozwiązaniami procesowymi, które sprawią, że obywatel stanie się zakładnikiem wymiaru sprawiedliwości. Tak jakby zapomniano, że sąd ma być dla ludzi, a nie ludzie dla sądu.

O właściwej kolejności trzeba przypominać, szczególnie w roku wyborczym, by nikt z decydentów nie zapomniał, że za chwilę to my, wyborcy, będziemy waszymi – parlamentarzyści – sędziami.

Autorzy są adwokatami, sekretarzami Naczelnej Rady Adwokackiej

Ta nowatorska metoda rozwiązania problemu zatorów sądowych w sprawach cywilnych za chwilę stanie się faktem. A wszystko za sprawą nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, która jest właśnie na końcowym etapie prac legislacyjnych w parlamencie.

Czytaj także: Reforma sądów cywilnych jeszcze w tym roku

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem