To bardzo atrakcyjny akwen. Na takie wyprawy trzeba jednak długo lecieć samolotem. Niestety też sporo kosztują. Dlatego wszystkim polecam szczególnie na początek rejsy po basenie Morza Śródziemnego. Na przykład taka Chorwacja. Po kilkunastu godzinach jazdy samochodem możemy już wejść na jacht i podziwiać piękno przyrody. Polecam wszystkim takie wakacje. Kolejny krok to Grecja. Krótki lot samolotem i podczas dwutygodniowego rejsu po Wyspach Jońskich w Grecji można odwiedzić trzy, cztery wyspy, nocować w pięknych, małych portach, kąpać się każdego dnia przy innej plaży.
Czy nie myślał pan o tym, żeby rzucić prawo dla morza?
Nie, ale marzę o emeryturze na jachcie. Wielokrotnie spotykałem małżeństwa, które po zakończeniu aktywności zawodowej co roku wypływały na wielomiesięczne rejsy. Tylko gdy pogoda się psuła i zaczynała się zima, wracały do domu. Zawsze im tego zazdrościłem, bo mogę sobie pozwolić na maksymalnie czternastodniowy urlop.
A nie marzy się panu rejs dookoła świata?
Marzy się pewnie każdemu żeglarzowi, ale do tego trzeba mieć szczególne predyspozycje. Ważni są też ludzie, z którymi wypłynie się w taki rejs. Dobór załogi to wyzwanie, z którego na lądzie nie zdajemy sobie sprawy. W długim rejsie po kilku tygodniach ciągłego bycia razem na małej przestrzeni z ludzi wychodzą emocje, które nie każdemu odpowiadają. A wysiąść się nie da, bo wokoło woda.
Ja widzę to tak: niewielki, najlepiej jednomasztowy, drewniany, starej konstrukcji jacht, mały, ale niezawodny silnik, moja żona i ja. Chodzi o to, by łódka była przyjemna w prowadzeniu i miała duszę. Chodzi też o to, by docenić spokój, który daje wolne, niczym nieograniczone żeglowanie. Odwiedzalibyśmy ciche zatoki i nigdzie byśmy się nie spieszyli.