Od dawna nic nie wzbudziło takiego fermentu w prawicowym internecie jak sobotnie wpisy na Twitterze szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego. Odniósł się w nich do wydarzeń z Lublina, którego ulicami przeszedł Marsz Równości. Zablokować próbowały go środowiska narodowe, wobec których policja użyła granatów hukowych, gazu łzawiącego i armatki wodnej.
Brudziński na Twitterze pochwalił pracę policji, za co spotkał się z wyzwiskami od prawicowych internautów. Ich zdaniem policja nie reagowała równie stanowczo, gdy podczas innych demonstracji blokady urządzali Obywatele RP albo KOD.
W sobotę wieczorem szef MSWiA próbował jeszcze niuansować swój wcześniejszy przekaz, pisząc na Twitterze o „chuliganerii jednej i drugiej strony", jednak ogólnej wymowy już to nie zmieniło. Obserwatorzy sceny politycznej mogli czuć się zaskoczeni. Wszak jeszcze niedawno politycy PiS wynosili narodowców pod niebiosa, „rozumiejąc ich" – te słowa są akurat cytatem z wicemarszałek Sejmu Beaty Mazurek – gdy używają przemocy wobec działaczy KOD.
Skąd w takim razie wzięły się tweety Brudzińskiego? Wyjaśnień jest kilka.
Pierwsze mówi o tym, że Brudziński, wzorem niemal wszystkich innych szefów MSWiA, zapadł na chorobę objawiającą się platoniczną miłością do policji i w związku z tym jest gotów bronić wszystkich jej decyzji.