Migalski: Wiosnę sprawdzimy jesienią

Duży lewicowy blok byłby z punktu widzenia całej opozycji najlepszy.

Publikacja: 11.06.2019 18:40

Migalski: Wiosnę sprawdzimy jesienią

Foto: Fotorzepa, Andrzej Bogacz

Sytuacja Wiosny jest bardzo ciężka i wbrew entuzjazmowi deklarowanemu przez jej lidera wszystko wskazuje, że partia ta może być tylko przejściowym zjawiskiem politycznym, które nie przetrwa nawet jednego roku. Wynik bowiem, który formacja ta osiągnęła w elekcji do europarlamentu, jest skromny i nic nie zapowiada, by miało się to poprawić na przestrzeni najbliższych kilku miesięcy. Albo więc Robert Biedroń wymyśli siebie i swoją partię na nowo, albo będzie musiał pogodzić się z tym, że był krótkotrwałą modą, a jego największym osiągnięciem będzie miłe pięć lat w Brukseli.

Próg zdobyty cudem

By dostrzec kryzys, w jakim znalazła się Wiosna, warto przypomnieć sobie deklaracje jej przewodniczącego sprzed trzech miesięcy. Zapowiadał on wówczas rewolucję w polskiej polityce, deklasację PiS i PO, a szefowi tej ostatniej partii proponował stanowisko wicepremiera w swoim rządzie – oczywiście pod warunkiem, jak wtedy złośliwie zauważał, że Platforma przekroczy próg 5 proc. Dziś te buńczuczne przechwałki brzmią jak słowa niegdysiejszego lidera KOD, nawołującego wszystkie siły opozycyjne do łączenia się pod jego patronatem. Wyborcza rzeczywistość brutalnie zweryfikowała siłę poszczególnych graczy i Biedroń może być szczęśliwy, że jego formacji udało się cudem przekroczyć próg i zdobyć nieco ponad 6 proc. poparcia społecznego.

Ten słaby wynik, maskowany na wieczorze wyborczym krzykami i pohukiwaniami o trzeciej sile politycznej, która za chwilę stanie się drugą, a może nawet pierwszą, był wynikiem zarówno obiektywnych czynników od lat petryfikujących duopol PiS i PO, jak i błędów popełnianych przez marketingowców Wiosny i samego lidera. Dziś już nie ma to znaczenia – o wiele ważniejsze jest to, co stanie się z tą partią i w jaki sposób może ona jednak wpłynąć na polską rzeczywistość.

W najgorszym dla niej scenariuszu zapamiętana ona może być jako skuteczna trampolina, która wyrzuciła Biedronia na zasobny urlop do Brukseli i Strasburga. Takie niestety powstaje wrażenie płynące ze zmieniających się jego deklaracji co do pożegnania się z mandatem europosła. O ile w czasach powstawania Wiosny jej lider jasno deklarował, że nie przyjmie mandatu i nie złoży ślubowania, o tyle potem twierdził, że mandat odda, ale dopiero jesienią, gdy jego partia będzie się bić o Sejm i Senat. W ostatnim czasie Biedroń znów zmienił zdanie i powiedział, że zamieni mandat w europarlamencie na ten na Wiejskiej dopiero wówczas, gdy jego partia wejdzie do nowego Sejmu. A to już nie tylko jest całkowite zaprzeczenie wcześniejszych deklaracji, ale wygląda na chęć zachowania miejsca w Brukseli, które daje około pięć razy wyższe dochody niż to na Wiejskiej.

Gra o subwencję

To fatalny komunikat do potencjalnych wyborców – może bowiem powstać wrażenie, że lider partii nie chce zwycięstwa swojej partii i woli na najbliższe pięć lat pozostać w PE. Jeśli rzeczywiście takie byłyby jego cele, to idealną dla niego sytuacją byłoby wysłanie swej partii jesienią na pewną śmierć – najlepiej jednak tak, by zdobyła między 3 a 5 proc. głosów, bowiem to zapewniłoby jej liderowi możliwość dysponowania kilkoma milionami złotych rocznie, pochodzącymi z dotacji i subwencji państwowych.

Taki obraz, gdyby był prawdziwy, niszczyłby samego Biedronia i jego ugrupowanie. Dodatkowo skutkowałby prawie pewnym osłabieniem o tych kilka procent głównych graczy opozycyjnych i – w konsekwencji – kolejnymi czterema latami rządów PiS.

Ale Biedroń zadeklarował ostatnio, że jest otwarty na współpracę z innymi podmiotami lewicowymi i postępowymi w celu budowy szerszej koalicji. To dobry pomysł chociażby z tego względu, że samodzielny start Wiosny, nawet przy pełnym wsparciu lidera i zrzeczeniu się przez niego mandatu w czasie kampanii, i tak nie gwarantuje tej formacji wejścia do Sejmu. Jeśli jesienią do lokali wyborczych ruszą obrońcy 500+, obniżenia wieku emerytalnego itp., to frekwencja może przekroczyć 60 proc. i z 6 proc. z 26 maja zrobi się 3 lub 4 proc.

Wiosna już teraz jest bez pieniędzy, natomiast PiS i PO wciąż dysponują milionami na swych kontach, które spożytkują na decydujące starcie w elekcji do Sejmu i Senatu. Efekt nowości w przypadku Wiosny już minął, zatem pozbawiona pieniędzy i straumatyzowana po słabym wyniku z 26 maja jest skazana na klęskę już za parę miesięcy.

Dlatego pomysł poszerzenia swej oferty i pójścia w szerszej formule jest sensowny, ale istnieje tu dodatkowe niebezpieczeństwo – konieczność przekroczenia progu 8 proc. dla koalicji. Niewyobrażalnym jest, by Adrian Zandberg i partia Razem zgodzili się na start z list Wiosny. Podobnie zresztą jak i inne mniejsze lewicowe podmioty. Zatem przed nową koalicją stanąłby nie lada wymóg pokonania progu 8 proc. Z tym może być poważny problem.

O co chodzi w życiu

Zniknąłby on, gdyby do tego lewicowego bloku dołączył SLD, ale coraz bardziej widać, że jego działaczom wygodniej jest w ramach Koalicji Europejskiej. Udział w niej prawie na pewno gwarantuje wprowadzenie do nowego Sejmu kilkudziesięciu posłów, a Włodzimierz Czarzasty jest twardym graczem, który potrafi bić się o swoje i o swoich. Zatem można się spodziewać, że wewnątrzpartyjne referendum w SLD, rozpisane na koniec czerwca, da mandat władzom partii do pozostania wewnątrz KE. To zaś czyni wejście Sojuszu do współpracy z Wiosną prawie niemożliwym.

Prawie, bo jeśli Grzegorz Schetyna nie zaspokoiłby sporych apetytów Czarzastego, to zawsze może on w ostatniej chwili skierować się do Biedronia i Zandberga i na nich wymusić to, czego nie chciałby mu dać lider PO. Takie uformowanie lewicowego bloku byłoby zresztą z punktu widzenia całej opozycji najlepsze, bo pozwoliłoby na powrót do KE ludowcom lub urealniłoby pójście opozycji do wyborów trzema blokami, które gwarantowałyby, że żaden „antypisowski" wyborca nie pozostałby bez poważnej oferty politycznej.

Ale to, co jest dobre dla całej opozycji lub nawet dla całego kraju, niekoniecznie musi być dobre dla liderów poszczególnych partii. Dotyczy to także Biedronia. Stoi on obecnie przed realnym testem na to, czy jest silnym i poważnym politykiem (jak sam się przedstawiał i jak widzieli go jego wyborcy), czy też jednak jest sezonową atrakcją i showmanem chwilowo zagubionym w polityce (jak opisywali go przeciwnicy polityczni i niechętne mu media). Wiosna musi wymyślić się na nowo i jej lider musi na nowo podjąć decyzję o tym, o co mu w życiu i w polityce chodzi. Majowe wybory nie udzieliły jeszcze na te pytania odpowiedzi. Jesienią już będziemy je znali.

Autor jest politologiem, dr.hab na Uniwersytecie Śląskim

Sytuacja Wiosny jest bardzo ciężka i wbrew entuzjazmowi deklarowanemu przez jej lidera wszystko wskazuje, że partia ta może być tylko przejściowym zjawiskiem politycznym, które nie przetrwa nawet jednego roku. Wynik bowiem, który formacja ta osiągnęła w elekcji do europarlamentu, jest skromny i nic nie zapowiada, by miało się to poprawić na przestrzeni najbliższych kilku miesięcy. Albo więc Robert Biedroń wymyśli siebie i swoją partię na nowo, albo będzie musiał pogodzić się z tym, że był krótkotrwałą modą, a jego największym osiągnięciem będzie miłe pięć lat w Brukseli.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej