Czy wiedzą państwo, kim był Edmund Burke? Wielu odpowie: oczywiście! Jeden z najwybitniejszych filozofów polityki wszech czasów, świadek XVIII wieku, autor między innymi „Rozważań o rewolucji we Francji”, znany przede wszystkim właśnie jako niezrównany krytyk rządów rewolucyjnego motłochu. Jeden z największych synów Anglii, uznawany dziś za ojca konserwatyzmu.

I tu by się państwo potężnie mylili. O tym, kim naprawdę był Burke, przechodnie na Broad Quay w Bristolu mogli przeczytać na kartce umieszczonej na cokole jego pomnika kilka dni po obaleniu statui Edwarda Colstona. Można się było zatem dowiedzieć, że Burke był „konserwatywnym myślicielem w czasie, gdy nikt biedny nie mógł głosować”, że był wrogiem zniesienia cenzusu majątkowego, że napisał książkę przeciwko idei praw człowieka, a na dodatek był fanem Marii Antoniny, „która żyła w luksusie, gdy zwykli ludzie głodowali”. Na dole kartki umieszczono pytanie: „Dlaczego pomnik tego człowieka stoi w Bristolu?”.

Nie wiem, czy spiżowy Burke podzieli los spiżowego Colstona i też wyląduje w rzece. Wiem natomiast, że to możliwe, skoro na ulicach angielskich miast pod pretekstem antyrasistowskich protestów zaczęły rządzić te same siły i emocje, o których Burke pisał w „Rozważaniach o rewolucji we Francji”. Francuscy rewolucjoniści już to wszystko przećwiczyli. W ramach słusznego rewolucyjnego wzburzenia zwalali z frontonu katedry Notre Dame średniowieczne figury, uznając, że przedstawiają dawnych królów Francji, rąbali je łomami i deptali po szczątkach. Naprawdę – nihil novi.

Kartka, którą ktoś przyczepił na pomniku Burke’a, jest znakomitym zobrazowaniem sposobu myślenia tych, którzy tłum pod hasłem BLM inspirują. Charakteryzuje go przede wszystkim kompletna ahistoryczność, nawet antyhistoryczność. Aktywiści „antyfaszystowscy” nie rozumieją, że Colston, podobnie jak Burke, żył w innych niż dzisiejsze realiach – niezależnie od tego, jak oceniamy jego zajęcie. Jak wszyscy rewolucjoniści – w tym bolszewicy – zamierzają „poprawiać” historię według wyznawanych przez nich dzisiaj kryteriów. A skoro tak, to żaden pomnik nie jest bezpieczny. W Bristolu jest między innymi statua Wilhelma III Orańskiego – wiadomo, arystokrata, gnębił więc biednych – do rzeki z nim! Jest figura Williama Tyndale’a, a ten z kolei tłumaczył Biblię na angielski, a Biblia – wiadomo, narzędzie kościelnej opresji – do rzeki! Jest wreszcie królowa Wiktoria – tu chyba żadne uzasadnienia potrzebne nie są, bo wszystko jasne. Black Lives Matter i do rzeki z królową, wstrętną kolonialistką!

„Ale czy destrukcja i niszczenie stanowią przejaw jakichś zdolności? Wasz motłoch potrafi to zrobić co najmniej równie dobrze jak wasze zgromadzenia. […] Wściekłość i szaleństwo mogą w pół godziny zniszczyć więcej, niż roztropność, namysł i przezorność potrafią zbudować w ciągu stu lat” – pisał Burke w „Rozważaniach…”. Patrząc na wydarzenia wciąż jeszcze z wysokości swojego cokołu, musi mieć gorzką satysfakcję, że opisał zasady uniwersalne.