"Srebrna chciała zdobyć decyzję w uczciwy sposób"

Ustawę o planowaniu przestrzennym trzeba napisać od nowa - uważa Artur Soboń, wiceminister inwestycji i rozwoju.

Aktualizacja: 30.03.2019 07:57 Publikacja: 29.03.2019 00:01

"Srebrna chciała zdobyć decyzję w uczciwy sposób"

Foto: tv.rp.pl

Raport PAN wskazuje, że Polska traci ponad 80 mld złotych rocznie ze względu na chaos przestrzenny. Co z tym zrobić i czy w ogóle się da?

Rzeczywiście na chaosie przestrzennym tracą wszyscy. Zyski są prywatyzowane, a koszty są publiczne. Wydaje się, że po 30 latach od 1989 roku dojrzeliśmy wszyscy do tego, aby traktować zagospodarowanie wspólnej przestrzeni jako kwestię wyzwania cywilizacyjnego, a nie jako sprawę bieżącą. To właśnie miał na myśli premier Morawiecki, który w swoim exposé cytował Rogera Scrutona i mówił, że piękno nas ocali. Powołaliśmy Narodowy Instytut Urbanistyki i Architektury, stawiając tą kwestię jako jeden z priorytetów rządu. Żaden lifting dotychczasowych przepisów nie pomoże. Trzeba napisać ustawę od nowa.

Lata trwa powstawanie planów zagospodarowania. Jak to zmienić?

Rzeczywiście, plany zagospodarowania to jest około 30 proc. polskich miast. Gdybyśmy spojrzeli na to, czy te plany są aktualne zgodnie z nową ustawą o planowaniu przestrzennym, byłoby to jeszcze mniej. Tam gdzie tych planów nie ma, podstawą dla inwestycji są decyzje o warunkach zabudowy. Wydano ich od roku 2003 ponad 2 miliony. To jest skala, o jakiej mówimy.

No dobrze, ale czy dotykanie tego tematu tuż przed wyborami ma sens?

Nigdy nie ma dobrego terminu. Rok temu, gdy zostałem powołany na obecne stanowisko w Ministerstwie Inwestycji i Rozwoju, powołaliśmy zespół ekspertów. Zespół ten wypracował kierunki zmian i dziś chcemy je przełożyć na legislację. Do końca kadencji jeszcze ponad pół roku. Jest czas, by w zgodzie z opinią publiczną i po pełnych konsultacjach taką ustawę przeprowadzić. Ustawy zmieniające przestrzeń nie miały do tej pory szczęścia i rzadko wchodziły nawet na posiedzenia Komitetu Stałego Rady Ministrów. Nowa ustawa ma sprawić, że plan zagospodarowania będzie w każdej gminie. Czyli wszędzie. Odpowiednik dzisiejszego studium zagospodarowania będzie lokalnym prawem i będzie uchwalony przez radę. I z niego będzie wynikało, co można na danym terenie wybudować, a czego nie. Dziś decyzje w sprawie wuzetek nie muszą być związane z żadnym dokumentem strategicznym. Nie są uwarunkowane żadnymi lokalnymi przepisami. Można je wydawać w sposób niemal dowolny. Dopiero plany zabudowy będą określały, co będzie można budować bardziej szczegółowo. Przy czym to samorządy wspólnie z obywatelami będą decydowały o szczegółowości tych planów.

Skoro teraz gminy decydują o planach zagospodarowania, to jaka będzie różnice między tym, co jest teraz, a nową ustawą?

Dziś studium nie jest aktem prawa miejscowego. Natomiast plan ogólny na terenie całej gminy będzie przyjmowany uchwałą i będzie obrazem przestrzennym rozwoju gminy.

To sprawi, że Polska będzie pokryta planami zagospodarowania? W jakim czasie?

Damy gminom okres przejściowy. Planowanie przestrzenne jest zajęciem, które wymaga udziału społeczeństwa, odpowiednich przygotowań i analiz. Wstępnie zaproponowaliśmy ten okres przejściowy na trzy lata. Wtedy plany ogólne będą w każdej gminie. Okres trzech lat to także nasza propozycja na odroczoną śmierć wuzetek. Po tym czasie stracą swoją ważność.

I chaos się zmniejszy?

Tego bym chciał – aby przestrzeń była spójna i funkcjonalna i by nie powodowała kosztów, które wszyscy teraz ponosimy, stojąc w korkach, narzekając na to, że mieszkamy w szczerym polu. Nasza idea jest taka, by zagospodarowanie przestrzenne wynikało z planów rozwojowych. Dziś mamy taką sytuację, że plany rozwojowe sobie, a planowanie przestrzenne sobie. Chcemy, by całość wynikała z planów rozwojowych miasta, województwa, państwa. A planowanie przestrzenne było obrazowaniem polityki rozwoju. Wtedy jest planowaniem realnym.

W 2003 też była poważna zmiana prawa o przestrzeni. Efektem był chaos, którego konsekwencje odczuwamy do dziś. Jak pan chce tego uniknąć?

Ten okres przejściowy to czas, w którym przede wszystkim gminy na nowo określą swoje plany. Tam gdzie te plany istnieją (są takie miasta, gdzie jest ich 100 proc.) – zostają. Jeśli nie zrobimy nic, to przyrost planów zagospodarowania wynosi dokładnie 0,5 proc rocznie w skali Polski. To nie jest zadowalające tempo. Te koszty są rozmaite – to niepewność inwestycyjna, a w systemie specustaw przy inwestycjach publicznych jest po prostu drożej – nie rezerwujemy terenów pod drogi i przy wywłaszczeniu płacimy za wszystkie składniki majątkowe. Mamy niepotrzebne konflikty przestrzenne, nieefektywne gospodarowanie nieruchomościami. Spójny system, który będzie polegał na tym, że polityka rozwoju będzie połączona z planowaniem przestrzennym. Teraz jest tak, że te same zasady obowiązują Warszawę i małą gminę, a wiadomo, że Warszawa potrzebuje większego poziomu szczegółowości. Dziś deweloperzy lokują inwestycje punktowo, by mieć jak najwyższe marże. Damy taki tryb, który pozwoli na realizację zintegrowanych projektów inwestycyjnych. To też pozwoli na nowe kształtowanie tych przestrzeni.

A będzie większa jawność tych procesów? Dwa główne zarzuty do całego systemu to arbitralność i brak jawności właśnie.

Likwidacja wuzetek to odpowiedź na arbitralność, odpowiadamy też na głód jawności i partycypacji mieszkańców. Dziś niby tak jest, ale tylko na niby. Oczywiście jest zapis o uzgadnianiu planów z mieszkańcami, ale jest dość archaiczny. Chciałbym, by można było wykorzystać do tego narzędzia cyfrowe. Chciałbym też, by wreszcie wszystkie plany były dostępne cyfrowo. I łatwo dostępne dla mieszkańców. Każdy kto będzie chciał sprawdzić nieruchomość, będzie wiedział dokładnie, co może, a czego nie może realizować na danym terenie. Dziś jesteśmy gotowi, by to technicznie wdrożyć.

 

A harmonogram polityczny?

Chcemy, by ustawa była gotowa do końca miesiąca. I by można było w pierwszej połowie roku zakończyć uzgodnienia i konsultacje wewnątrzresortowe oraz publiczne. W sierpniu powinna trafić do Sejmu i zostać przyjęta. Tak to sobie wyobrażam. Ale nie będziemy oszczędzać czasu na konsultacje. Z dwoma ważnymi partnerami jesteśmy już na te rozmowy umówieni, z samorządami i przedstawicielami ruchów miejskich.

A deweloperzy?

Oczywiście, że tym procesem zainteresowani są też inwestorzy i ich głos jest ważny. Mam nadzieję, że i oni widzą potrzebę zmian. Stworzył się trochę taki system, w którym deweloperzy działają wyspowo, na lokalnym rynku. Wiedzą, jak się na nim poruszać. Wiedzą, jak załatwić decyzję, znaleźć wykonawców. Wciąż jednak mało firm wchodzi na rynek ogólnopolski. To, że mamy uznaniowy system lokalizacji inwestycji, także tych mieszkaniowych, powoduje, że oni się nie rozwijają i konkurencja na tym rynku często jest fikcją. Czytelny system będzie z korzyścią dla wszystkich.

No zaraz. Deweloperzy to ogromna siła.

Okupują lokalne rynki. Jest symbioza dewelopera z ratuszem. W długiej perspektywie to jest niekorzystne dla tych, którzy chcą uczciwie swoje biznesy rozwijać.

A jaka jest relacja tej ustawy do programu Mieszkanie+? Ten program w ogóle funkcjonuje jeszcze pod tą nazwą?

Wyłącznie pod tą nazwą. On ma dwa wymiary – kapitałowy, w którym portfel inwestycyjny realizuje PFR Nieruchomości. To blisko 30 tys. mieszkań po ostatecznych decyzjach inwestycyjnych TFI w portfelu. W tym półroczu kolejnych wniosków na lokalizacje będzie drugie tyle, a w drugiej połowie roku, po nowelizacji ustawy o Krajowym Zasobie Nieruchomości, którą właśnie we wtorek przyjął rząd, będziemy mieli 100 tys. mieszkań w realizacji. To oznacza, że zaciągniemy na ten cel zobowiązania na grubo ponad 30 mld złotych, bo przecież nie budujemy tych mieszkań z budżetu państwa. W części społecznej programu Mieszkanie+, w umowach BGK z samorządami mamy już ponad 18 tys. mieszkań komunalnych i czynszowych.

To ile tych mieszkań będzie gotowych jesienią?

Główny, zasadniczy plon rozpoczętych inwestycji będzie w kolejnych latach. Cykl budowy mieszkań tak wygląda. W tym półroczu oddamy inwestycje m.in. w Gdyni i Wałbrzychu. Rozpoczniemy też nowe. W budowie jest dzisiaj ponad tysiąc mieszkań, a kilkanaście tysięcy w projektowaniu i uzyskiwaniu potrzebnych pozwoleń. Jeśli chodzi o skalę, to w Mieszkaniu+, to będzie to 2022 r. Żeby była pełna jasność: aby uzyskać finansowanie inwestycji na rynku, to potrzebne są badania prawne, geologiczne, tereny, sprawdzenie lokalnego popytu. To nie jest program drogowy, w którym wydajemy pieniądze publiczne na drogi i jak już zbudujemy drogę, to innej nie będzie. Te mieszkania muszą mieć klienta. I muszą być konkurencyjne wobec tych, które teraz są na rynku nie tylko ceną, ale także lokalizacją i jakością życia.

Czy tabory są podciągnięte? Tak o Mieszkaniu+ kiedyś mówił prezes Kaczyński.

Tabory są podciągnięte. Program jest już rozpędzony. Z całą pewnością się uda. Wprowadziliśmy ten program w określonym momencie, od zera. Jesteśmy po pilotażu, wyciągnęliśmy wnioski.  Do czego ten program porównać? Grzechem Polski po roku 1989 było to, że były różne zasoby: grunty, tańszy kapitał, technologia, głód mieszkań i tak dalej, ale nie zrobiono nic, by te zasoby połączyć. Oddano całkowicie ten problem na rynek. Mieszkanie dla Młodych było programem czysto popytowym. Ale gdy brakuje mieszkań, to wzmacnianie popytu nie ma sensu. Ten program nie wpływał na podaż mieszkań. Dzisiaj bez programów popytowych mamy kolejny rekord w liczbie oddawanych mieszkań.

Wracając do ustawy o planowaniu: jakie będą koszty?
 
My już ponosimy miliardowe koszty chaosu przestrzennego. Oczywiście planowanie wymaga nakładów. Ale zwrócą się one gminom z nawiązką. Lepiej jest zaplanować rozwój, i ile to by nie kosztowało, to będzie to na pewno tańsze niż konieczność uzbrojenia terenu w szczerym polu, który powstał po wydaniu decyzji o warunkach zabudowy. Gminy zyskają na planowaniu.

Jaki jest wniosek z przypadku Srebrnej?

Na ponad 2 miliony decyzji wydanych wuzetek mamy tylko 5 proc. odmów. W takim elitarnym gronie jest spółka Srebrna. Powodem oczywiście była skrajnie zła wola polityczna. To wskazywały też ruchy miejskie w Warszawie, pokazując realne sąsiedztwo planowanej inwestycji. Nie było żadnych innych przyczyn niż polityka. Srebrna chciała zdobyć decyzję w uczciwy sposób, co w Warszawie wcale nie jest oczywiste...

Raport PAN wskazuje, że Polska traci ponad 80 mld złotych rocznie ze względu na chaos przestrzenny. Co z tym zrobić i czy w ogóle się da?

Rzeczywiście na chaosie przestrzennym tracą wszyscy. Zyski są prywatyzowane, a koszty są publiczne. Wydaje się, że po 30 latach od 1989 roku dojrzeliśmy wszyscy do tego, aby traktować zagospodarowanie wspólnej przestrzeni jako kwestię wyzwania cywilizacyjnego, a nie jako sprawę bieżącą. To właśnie miał na myśli premier Morawiecki, który w swoim exposé cytował Rogera Scrutona i mówił, że piękno nas ocali. Powołaliśmy Narodowy Instytut Urbanistyki i Architektury, stawiając tą kwestię jako jeden z priorytetów rządu. Żaden lifting dotychczasowych przepisów nie pomoże. Trzeba napisać ustawę od nowa.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Małgorzata Wassermann poparła pośrednio kandydata PO w Krakowie
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
Jarosław Kaczyński odwołuje swoją przyjaciółkę z zarządu "Srebrnej"
Polityka
Wybory 2024. Kto wygra drugie tury?
Polityka
Daniel Obajtek: Jestem inwigilowany cały czas, czuję się zagrożony
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Wpis ambasadora Niemiec ws. flanki wschodniej. Dworczyk: Niemcy mają znikome możliwości