Ceny energii elektrycznej mogą wzrosnąć w przyszłym roku nawet o 40 proc. Najbardziej obawiają się podwyżek wyborcy opozycji, a najmniej – zwolennicy koalicji rządzącej, wspierającego ją ugrupowania Kukiz'15 i... Partii Razem.

Wnioski o zgodę na zmiany cenników prądu na przyszły rok trafiły już do Urzędu Regulacji Energetyki. Wzrost cen energii może wynieść między 20 a 40 proc. Jak tłumaczą jej sprzedawcy, wynika to ze wzrostu cen węgla oraz cen praw do emisji CO2 oraz kosztów certyfikatów związanych z obowiązkiem wspierania odnawialnych źródeł energii.

- Nie jest tak,  że wszystko jest dobrze. Ten się nie myli, kto nic nie robi. Mamy wyzwania, z którymi musimy się zmierzyć. Chociażby groźba podwyżek cen prądu. Chcę bardzo wyraźnie powiedzieć, że ta groźba Polaków nie dotknie - powiedział w rozmowie z wp.pl Jacek Sasin.

- Mieliśmy wczoraj bardzo poważną dyskusję w ramach rządu. Minister energii ma bardzo wyraźne zadanie – żeby tej podwyżki nie było, żeby Polacy nie odczuli tych zmian cen energii. W najbliższym czasie będziemy w stanie pokazać mechanizmy, które spowodują, że tych skutków dla Polaków nie będzie. Mogę dziś powiedzieć na pewno, że nie będzie tych podwyżek dla indywidualnych gospodarstw domowych. Żaden Polak, indywidualny odbiorca, nie zapłaci więcej za prąd w przyszłości, która jest przed nami. Takie instytucje jak szpitale również takich kosztów nie poniosą - dodał szef Komitetu Stałego Rady Ministrów.