– Na zachodnim froncie u nas bez zmian, za to na wschodzie według mnie mamy intensywne kontakty, które z każdym rokiem są bogatsze – powiedział rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, rozpoczynając rozmowy w Chinach.
W przyszłym roku mija dziesięć lat od ratyfikacji traktatu o przyjaźni między obu krajami. I w Rosji, i w Chinach chciano z jego przedłużenia uczynić dużą uroczystość z udziałem przywódców, ale zrezygnowano z niej z powodu pandemii. Co prawda Xi Jinping swobodnie porusza się po Chinach (w których odnotowywane są obecnie jedynie pojedyncze przypadki zachorowań na covid), ale prezydent Władimir Putin nadal znajduje się w samoizolacji. We wtorek zaszczepił się w końcu przeciw wirusowi, ale nie podano, jaką szczepionką, nie wiadomo więc, kiedy uzyska pełną odporność i będzie mógł wrócić do międzynarodowego życia.
Szef kremlowskiej dyplomacji na własnej skórze odczuł drakońskie, chińskie środki antyepidemiologiczne. Każdy przyjeżdżający do Chin musi przejść 3-tygodniową kwarantannę. Rosyjskiej delegacji nie kazano tego robić, ale wszyscy dyplomaci musieli przywieźć wynik testu na obecność wirusa, a i tak po wylądowaniu całej delegacji zrobiono je ponownie. Wszyscy chińscy urzędnicy i dyplomaci z rosyjskiej ambasady, którzy zetkną się z przyjezdnymi, będą jednak musieli udać się na kwarantannę. Wyłączony z niej jest jedynie chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi.
Gdy rosyjskich gości wożono stateczkiem po rzece w miejscowości Guilin w oczekiwaniu na wyniki ich testów, minister Ławrow włożył na pokładzie maseczkę z napisem „FCKNG QRNTN" (w swobodnym tłumaczeniu „Cholerna kwarantanna").
Nie straszyć Zachodu
Ale poza tym atmosfera sprzyjała wizycie Rosjanina. Wraz z jego przyjazdem nadeszły informacje o unijnych sankcjach na Pekin, na które ten natychmiast odpowiedział. „Dość wygłaszania reprymend" – ogłosił chiński MSZ. Mimo to politycy Państwa Środka niechętnie odnoszą się do zacieśniania sojuszu z Kremlem.