Chrabota: Lewica to za mało na Dudę

Bój o przyszłość Polski i prezydenturę rozegra się na polu konserwatywnym – pisze redaktor naczelny „Rzeczpospolitej".

Aktualizacja: 25.10.2019 17:05 Publikacja: 24.10.2019 18:00

Chrabota: Lewica to za mało na Dudę

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Wybory parlamentarne 2019, prócz ewidentnego osobistego sukcesu Jarosława Kaczyńskiego, przejdą do historii jako te, dzięki którym do polskiego Sejmu wróciła lewica. I mniejsza, czyja to zasługa, Grzegorza Schetyny, który nie utrzymał kontroli nad koalicją zawiązaną na potrzeby wyborów do Parlamentu Europejskiego, czy tercetu w osobach Roberta Biedronia, Włodzimierza Czarzastego i Adriana Zandberga. Ważne, że dzięki werdyktowi wyborców Sejm IX kadencji stanie się bardziej reprezentatywny od swojego poprzednika.

Czy przełoży się to na jakość debaty, to się dopiero okaże. Jednak jedno jest pewne – zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i Platforma Obywatelska oskrzydlone przez prawdziwą lewicę z jednej i prawicową Konfederację z drugiej strony są skazane na to, by stać się w większym stopniu partiami środka. Będą zmuszone do większego zainteresowania i inwestowania w centrum, ostrożności z radykalnie lewicowymi czy prawicowymi postulatami, bo ich nadmierna ekspozycja da tylko paliwo nowym, autentycznym lewakom czy skrajnej prawicy.

Więcej centrum niż progresizmu

Myślę, że to dla Polski dobrze, że w Sejmie będzie można znaleźć niemal pełne spektrum sceny politycznej. Chciałbym jednak – zarazem – przestrzec środowiska lewicowe przed nadmiernym entuzjazmem.

Polska liberalno-lewicowa to dopiero polityczna ekspektatywa. Dla jednych żywa nadzieja, dla drugich marzenie, dla jeszcze innych realna groźba. Jednak fakty, a tylko one się liczą, są dość jasne. Lewica realnie ma w Sejmie ledwie 49 mandatów, bo choćby ze względu na dyscyplinę partyjną, skrajnie lewicowe projekty nie mogą liczyć na konsekwentne poparcie PiS, PSL, Konfederacji czy nawet Koalicji Obywatelskiej.

W tej ostatniej jest sporo posłów o poglądach liberalnych (dużo mniej, niżby chcieli propagandyści z Woronicza!), ale ten liberalizm rzadko kiedy można identyfikować z pełną gamą poglądów liberalno-lewicowych. To najczęściej zwolennicy wolnego rynku, wyznawcy popperowskiego „społeczeństwa otwartego", dla których szczytem kompromisu jest legalizacja finansowania przez państwo metody in vitro lub poparcie dla związków partnerskich. Złamanie kompromisu aborcyjnego czy wzmocnienie progresji podatku dochodowego jest już ponad ich siły i możliwości. W tym sensie Platforma z niedobitkami Nowoczesnej jest bliżej konserwatywnego, polskiego centrum niż realnego progresizmu.

Widać to zresztą po wyniku wyborów. W takim na przykład Krakowie zwycięskim liderem listy KO został polityk konserwatywny – Paweł Kowal. A trzej pozostali wybrani przedstawiciele połączonych sił Platformy i Nowoczesnej (Aleksander Miszalski, Ireneusz Raś, Bogusław Sonik) to żadne demony lewicy, tylko reprezentanci prawego skrzydła i centrum PO.

Jaki z tego wniosek? Otóż zdecydowaną przewagę zarówno w Sejmie i Senacie, jak i w aktywnym elektoracie mają reprezentacje środowisk nominalnie konserwatywnych (PiS, PSL, Konfederacja) czy konserwatywno-liberalnych (większość KO) i to jest prawdziwe pole polskiej polityki, na którym rozegra się batalia o krótkoterminową wizję państwa i – co ważniejsze – prezydenturę. Przekonanie, że oto nagle, w perspektywie najbliższych miesięcy czy lat pojawi się jakaś lewicowa Dziewica Orleańska i przetrzepie skórę rządzącej prawicy, jest czystą iluzją.

Podobnie jak obserwuję coraz większe znaczenie lewicowej agendy (ekologia, krytyka konsumpcjonizmu, filozofia równościowa), tak nie mam wątpliwości, że w perspektywie może nawet krótszej niż dekada formacja lewicowa odegra kluczową rolę w polskiej polityce. Niemniej, to wciąż odległa przyszłość, której nadejście może przyspieszyć nieprzewidziane załamanie gospodarcze i bankructwo rządzącej ekipy. Dokąd jednak mamy koniunkturę, a rząd PiS jest w stanie obsługiwać wprowadzane przez siebie transfery socjalne, nie musi się mierzyć z galopującą inflacją czy załamaniem rynku pracy (lub systemu emerytalnego), polskie konserwatywne status quo wciąż będzie rozstrzygało o formacie lokalnej polityki i jej głównych graczy.

Język konserwatywnych liberałów

Warto to zrozumieć zwłaszcza w kontekście najbliższych wyborów. Andrzej Duda z poparciem lub – na co się nie zanosi – bez poparcia PiS będzie prezentował taki właśnie kurs. Po swojemu nieco chaotyczny, zadęty, naznaczony ultralojalizmem wobec Kościoła czy partii matki. To estetyka kochana i pożądana przez większość elektoratu Zjednoczonej Prawicy, dla którego bardziej od słów liczą się symbole.

Z tej perspektywy pan prezydent ma łatwo. Skuteczny w jego wypadku plan to kilkadziesiąt wypadów dudabusem w kraj i hojne rozdawanie uśmiechów. Mniej się liczy to, co będzie wyborcom mówił. I tak swoje 43,7 proc. ma w kieszeni.

Ale jest jeszcze cała reszta. Elektorat, który albo nie życzy sobie koncentracji pełni władzy w rękach PiS, albo głosował w ostatnich wyborach na opozycję. Jakiej tożsamości, jakich poglądów jest w tych kręgach najwięcej? Jak pomyślany kandydat ma więc naprzeciwko Dudy największe szanse?

Definitywnie nie będzie dla Dudy realną konkurencją jakaś lewicowa walkiria. Ani rewolucjonista ekolog. By wygrać z obecnym prezydentem, potrzebny jest kandydat, który wyważonym językiem przemówi do tej konserwatywno-liberalnej, opozycyjnej wobec PiS większości, a zarazem będzie akceptowany przez młodzież i niesfanatyzowaną lewicę.

Prawybory? Byle szybko

Czy ktoś taki jest na horyzoncie? Mniejsza o nazwiska. Paradoksalnie jest kilku kandydatów, którzy – bez tego już się nie obejdzie – muszą skonfrontować się w ramach partyjnych prawyborów. Ważne, by te ostatnie się nie przeciągały. Nienamaszczony jeszcze przez PiS Andrzej Duda już rozpoczął kampanię. By mieć z nim w pojedynku szansę, kandydaci opozycji muszą zacząć gromadzić poparcie możliwie najwcześniej. Bez wątpienia jeszcze w tym roku.

Opóźnienia, rozliczenia w Platformie czy mazgajenie się tylko odbierze opozycji szansę. A jaki będzie tego skutek, wiadomo. Tylko czy nas Polaków i Polskę obywatelską na to stać?

Wybory parlamentarne 2019, prócz ewidentnego osobistego sukcesu Jarosława Kaczyńskiego, przejdą do historii jako te, dzięki którym do polskiego Sejmu wróciła lewica. I mniejsza, czyja to zasługa, Grzegorza Schetyny, który nie utrzymał kontroli nad koalicją zawiązaną na potrzeby wyborów do Parlamentu Europejskiego, czy tercetu w osobach Roberta Biedronia, Włodzimierza Czarzastego i Adriana Zandberga. Ważne, że dzięki werdyktowi wyborców Sejm IX kadencji stanie się bardziej reprezentatywny od swojego poprzednika.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?