Ostatnio przypomniały mi się prorocze wizje środkowoeuropejskich intelektualistów i dysydentów z lat 80. W tamtych czasach György Konrád w Budapeszcie, Milan Kundera w Paryżu, Václav Havel w Pradze i Czesław Miłosz w Berkeley wypracowywali zaskakujące i ważne postulaty intelektualne, reagując tym samym na podział Europy po II wojnie światowej.
Choć różnili się w swoich wizjach i pozycjach politycznych, łączyła ich wiara w Europę Środkową oraz w to, że jest ona rdzeniem, który powinien świadomie pełnić rolę pośrednika między Wschodem a Zachodem. Czterech opozycyjnych intelektualistów z Węgier, Czechosłowacji i Polski łączyła również świadomość, że pochodzą z krajów, które bez wątpienia należą do kręgu kultury zachodniej.
Chcieli, by Zachód znów zaczął traktować krajobraz historyczny między Bałtykiem a Adriatykiem jak prawdziwie europejski. W czasie zimnej wojny jego europejskość popadła bowiem w niemal całkowite zapomnienie. Mentalne ciążenie ku Berlinowi, Londynowi i Rzymowi stało się dla wschodnioeuropejskich dysydentów filarem w konfrontacji z reżimami totalitarnymi sterowanymi przez Związek Radziecki.
Maksimum różnorodności
Uczestnicy debaty na temat Europy Środkowej wierzyli, że społeczeństwa, z których się wywodzą, włączą do swojego porządku system europejskich wartości wolnościowych, i walczyli w czasopismach podziemnych i emigracyjnych z ideologami dyktatury. Środkowoeuropejczykiem był dla György Konráda ten, kto uważał podział Europy za twór sztuczny. „Bycie Środkowoeuropejczykiem jest pewną postawą, pewnym poglądem na świat, wrażliwością estetyczną na rzeczy skomplikowane, na wielojęzyczność różnych punktów widzenia". Dla Kundery zaś Europa Środkowa oznaczała „maksimum różnorodności na minimum przestrzeni" w przeciwieństwie do minimum różnorodności na maksimum przestrzeni tak charakterystycznej dla ZSRR.
Po upadku muru berlińskiego Europa Środkowa faktycznie zaczęła się rozwijać – w każdym razie było tak przez pewien czas. Za sprawą wejścia środkowo- i wschodnioeuropejskich państw do Unii Europejskiej oraz NATO wiele nadziei i wyobrażeń stało się rzeczywistością. Ustalenia z Jałty i Poczdamu zostały nominalnie przezwyciężone. Dziś jednak wygląda na to – gdy przypatrzeć się bliżej zachowaniom Rosji na frontach wojny informacyjnej – że ustalenia owe pozostają wiążące, przynajmniej nieformalnie.