Grecka tragedia, czyli porażka geopolityczna Europy

Wspólna waluta miała być sztandarowym projektem jednoczącej się Europy, który miał ją wprowadzić na nowy poziom współpracy politycznej. Miał też demonstrować jej autonomię wobec USA i siłę geopolityczną w relacjach międzynarodowych.

Aktualizacja: 04.07.2015 14:20 Publikacja: 04.07.2015 10:24

Premier Grecji Aleksis Cipras

Premier Grecji Aleksis Cipras

Foto: AFP

Długotrwałe negocjacje prowadzone miedzy Grecją a jej wierzycielami zakończyły się ogłoszeniem referendum przez grecki rząd. Wcześniej obie strony przez pięć miesięcy nie były w stanie nawet zbliżyć się do rozwiązania problemów tego kraju i zażegnania groźby pierwszej secesji z unii walutowej, niewypłacalności Greków i spirali innych bolesnych wydarzeń. Pod koniec czerwca wygasł więc program pomocowy dla Aten. Grecja ogłosiła, że nie spłaci raty długu wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego, co oznacza, że wkracza na ścieżkę niewypłacalności wobec wierzycieli publicznych (w odróżnieniu od prywatnych instytucji kredytujących Ateny). Europejski Bank Centralny zamroził z kolei poziom finansowania linii ratującej banki greckie przed niewypłacalnością i podwyższy zapewne wymogi zabezpieczeń dla pożyczek dla greckiego sektora finansowego. Wymusiło to zamknięcie banków w Grecji, wprowadzenie kontroli kapitału i dzienne limity wypłat z bankomatów. Przykręcenie kurka z pieniędzmi przez EBC może w niedługim czasie doprowadzić do bankructwa któregoś z dużych banków i pogłębienia chaosu finansowego w Grecji. Trudno uwierzyć, aby tego typu wydarzenia były bezbolesne dla reszty Europy. Przyszłość ma określić niedzielne referendum w sprawie warunków stawianych przez wierzycieli dla ich ewentualnej dalszej pomocy. Jednak wybór przed którym stoją mieszkańcy Hellady nie jest łatwy.

Głosowanie za warunkami wierzycieli pozostawi Grecję w unii walutowej, a także ustabilizuje bieżącą sytuację finansową w tym kraju. Będzie prawdopodobnie prowadziło do zmiany greckiego rządu, gdyż strona europejska już zapowiedziała, że nie będzie chciała dalej negocjować z eurosceptycznymi politykami w Atenach. Zgoda głosujących na wspomniane warunki oznaczać będzie wzmocnienie trendu uzależnienia Greków od kolejnych pożyczek, a także niemożność ich spłaty w przyszłości. Zdaniem analityków przyjęcie negocjowanego pakietu pomocowego podniesie za kilka lat zadłużenie z dzisiejszych 170 proc. PKB do ponad 200. Wszystko to pomimo drastycznych oszczędności i dalszych poświeceń społeczeństwa greckiego. Analiza JPMorgan wskazuje, że polityka oszczędności preferowana przez wierzycieli obniży tempo wzrostu w Helladzie przynajmniej o 1,5 proc. w pierwszym roku po podpisaniu porozumienia. Program „pomocy" dla Greków nie jest więc ani łatwy, ani przyjemny, ale co gorsza nie rozwiąże zasadniczych problemów tego państwa, a wiec niskiej konkurencyjności i słabego tempa wzrostu gospodarczego. Nie daje nadziei na zmianę losu dla społeczeństwa pogrążonego od tylu lat w kłopotach. Co gorsza, jest również długofalowo nieracjonalny dla samych wierzycieli, bo trudno oczekiwać, aby Grecy spłacili swoje gigantyczne zadłużenie.

Głosowanie przeciwko warunkom strony europejskiej także nie jest dobrym wyborem. Prowadzi do niewypłacalności wobec instytucji kredytujących Grecję (tym razem stricte europejskich). Oznacza to, że pomimo oporu wierzycieli przed redukcja długów Greków i tak będzie musiało do niej dojść, tylko w sposób znacznie bardziej burzliwy. Grecja zapewne wprowadzi na początku wewnątrzkrajową walutę techniczną nominowaną w euro, ale później może wrócić do drachmy. Brak wsparcia EBC może oznaczać ogromny szok dla systemu bankowego w tym kraju, a tym samym dla realnej gospodarki. W krótkim okresie czasu głęboka recesja i wysokie bezrobocie wydają się nieuniknione, chyba, że strona europejska przyjdzie z odsieczą, aby stabilizować sytuację w tym, było nie było, kraju UE.

Wybór Greków jest wiec tragiczny, ale obecna sytuacja nie jest też komfortowa dla reszty UE. Pomijam ryzyka gospodarcze, przede wszystkim związane z możliwością zarażenia innych gospodarek przez wydarzenia w Grecji. Najważniejszym skutkiem jest głęboka porażka projektu geopolitycznego, jakim miała być unia walutowa. To geopolityka była tym czynnikiem, który miał bronić spójności strefy walutowej. Chodziło nie tylko o to, że Ateny to południowa flanka UE i NATO, wrażliwa na podszepty skonfliktowanego z Zachodem Kremla. Znacznie bardziej bolesny jest wizerunek i wiarygodność projektu integracyjnego w Europie, który na naszych oczach stacza się w stronę dezintegracji. To ośmiela zarówno siły eurosceptyczne w samej Unii, jak również wszystkich aktorów geopolitycznych rywalizujących z Zachodem, zarówno na regionalnym podwórku (Europa Wschodnia i Afryka Południowa), jak i w skali globalnej. Sposób rozwiązywania kryzysu w strefie euro dyskredytuje elity proeuropejskie, zwłaszcza pochodzące z najbogatszych państw UE. Przede wszystkim dlatego, że pod płaszczykiem frazesów skrywano doraźne interesy wierzycieli, że zapomniano o europejskiej solidarności, zamiast tego stawiano surowe warunki „nie do odrzucenia". Właśnie dlatego obrano taktykę antykryzysową, która okazała się co najmniej wątpliwa pod względem ekonomicznym, a na pewno dysfunkcjonalna pod względem politycznym, bo generowała silny opór środowisk eurosceptycznych i w państwach przeżywających największe trudności gospodarcze. Czy największa jak dotąd próba zdobycia samodzielności geopolitycznej przez Europę prowadzi integrację na manowce?

Obecny kryzys wiedzie albo do rozpadu unii walutowej, albo do gruntownej reorientacji procesów integracyjnych. Powinna być to zmiana wzmacniająca instytucje strefy euro, tak by były one bardziej skuteczne w kolejnych kryzysach. Przykład polityki wobec Aten wskazuje jednak na to, że może być to zmiana w stronę dominacji interesów gospodarczych i politycznych największych państw członkowskich kosztem państw mniejszych lub peryferyjnych. Jednocześnie rośnie ryzyko dla długofalowej stabilności tego systemu, jeśli będzie on się opierał na dyktacie siły i pustej retoryce, a nie autentycznych wartościach europejskich i wzajemnej solidarności.

T. G. Grosse jest profesorem w Instytucie Europeistyki UW

Długotrwałe negocjacje prowadzone miedzy Grecją a jej wierzycielami zakończyły się ogłoszeniem referendum przez grecki rząd. Wcześniej obie strony przez pięć miesięcy nie były w stanie nawet zbliżyć się do rozwiązania problemów tego kraju i zażegnania groźby pierwszej secesji z unii walutowej, niewypłacalności Greków i spirali innych bolesnych wydarzeń. Pod koniec czerwca wygasł więc program pomocowy dla Aten. Grecja ogłosiła, że nie spłaci raty długu wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego, co oznacza, że wkracza na ścieżkę niewypłacalności wobec wierzycieli publicznych (w odróżnieniu od prywatnych instytucji kredytujących Ateny). Europejski Bank Centralny zamroził z kolei poziom finansowania linii ratującej banki greckie przed niewypłacalnością i podwyższy zapewne wymogi zabezpieczeń dla pożyczek dla greckiego sektora finansowego. Wymusiło to zamknięcie banków w Grecji, wprowadzenie kontroli kapitału i dzienne limity wypłat z bankomatów. Przykręcenie kurka z pieniędzmi przez EBC może w niedługim czasie doprowadzić do bankructwa któregoś z dużych banków i pogłębienia chaosu finansowego w Grecji. Trudno uwierzyć, aby tego typu wydarzenia były bezbolesne dla reszty Europy. Przyszłość ma określić niedzielne referendum w sprawie warunków stawianych przez wierzycieli dla ich ewentualnej dalszej pomocy. Jednak wybór przed którym stoją mieszkańcy Hellady nie jest łatwy.

Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: PiS znowu wygra? Od Donalda Tuska i sił proeuropejskich należy wymagać więcej
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Nowy wielkomiejski fetysz. Jak „Chłopki” stały się modnym gadżetem
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Czarnecki: Z list KO i PiS bije bolesna prawda o Parlamencie Europejskim
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Haszczyński: Bombowe groźby Joe Bidena. Dlaczego USA zmieniają podejście do Izraela?
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Warzecha: Kto nie z nami, ten z Putinem? Radosław Sikorski sięga po populizm i demagogię