Korwin-Mikke: Proletariat zastępczy

Lewica wyrywa kobiety z domów, tłumacząc im, że muszą walczyć z dominacją mężczyzn pod światłym przywództwem „działaczek feministycznych" – pisze eurodeputowany.

Aktualizacja: 24.05.2017 08:10 Publikacja: 22.05.2017 19:59

Korwin-Mikke: Proletariat zastępczy

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Kobieta narzędziem Szatana" – taką opinię głosili niektórzy teolodzy. Dziś jest znacznie gorzej: kobiety są nieświadomym narzędziem czegoś znacznie od satanizmu niebezpieczniejszego – komunizmu. Niedawno ujawniłem w Parlamencie Europejskim fakt figurujący w każdym podręczniku psychologii, że kobiety są średnio niższe, słabsze i mniej inteligentne od mężczyzn. W tym przypadku przewodniczący PE p. Antoni Tajani uczynił wyjątek od zasady wolności słowa i ukarał mnie (najwyższą możliwą) grzywną – 9 tys. euro – w uzasadnieniu pisząc, że „naruszyłem fundament Unii Europejskiej". Cóż: po to tam jestem... Natomiast p. Tajani napisał prawdę – czy, jak kto chce: uchylił rąbka prawdy. By obnażyć ją do końca, wyjaśnię, jak z EWG i Wspólnoty Europejskiej powstała Unia.

Długi marsz przez instytucje

40 lat temu Europą wstrząsał terroryzm dziesięć razy silniejszy od obecnego. Rote Armee Fraktion, Brigate Rosse, Czarny Wrzesień (uzbrajane, jak się okazało, przez Sowiety) i inne organizacje siały grozę. Ponieważ nie istniała Unia Europejska, Europie (choć ogromnym wysiłkiem) udało się zlikwidować problem. Wtedy guru eurolewicy śp. Rudi Dutschke ogłosił plan „Długiego marszu" (przez instytucje): „Koniec z tą dziecinadą. Nie walczymy z opresyjnym państwem – zapisujemy się na urzędników państwowych. Nie walczymy z kapitalistyczną EWG – zapisujemy się na działaczy EWG. I przerabiamy to na swoje kopyto". Po ponad 30 latach ta strategia przyniosła prawie pełny sukces. Lewica opanowała przede wszystkim media, natomiast grupka spiskowców przerobiła EWG na federację państw zwaną Wspólnotą Europejską, następnie na państwo federacyjne zwane Unią Europejską, a obecnie chcą przerobić Unię na jednolite państwo socjalistyczne budujące komunizm; taki ZSRE. Otóż komuniści i socjaliści doszli w XX w. do władzy na karkach „klasy robotniczej". Jakimś cudem udało im się wmówić ciemnym, niepiśmiennym robolom, że „łączy ich interes klasowy" sprzeczny z „interesem klasy właścicieli fabryk". Jest, oczywiście, zupełnie inaczej: jeden fabrykant jest dla drugiego konkurentem, a jego robotnik jest jego sojusznikiem w walce o pieniądze. Przedsiębiorca i jego pracownicy stanowią jedną drużynę walczącą z konkurencją. Potem, oczywiście, mogą się kłócić o podział łupów, ale to sprawa drugorzędna. Herszt szajki też często kłóci się ze swoimi zbójami...

Klasa i interesy

Według komunistów „klasa robotnicza" pod światłym przywództwem „działaczy związkowych" (z komunistami na szczycie) miała walczyć o swoje prawa. Dziś robotnicy są oświeceni, zmądrzeli i nie dają się nabierać na te komunistyczne bajki. Szukają dobrego pracodawcy – i tyle. Lewicowcy zaczęli więc na gwałt szukać „proletariatu zastępczego". I na taki ersatz-proletariat upatrzyli sobie kobiety. Przede wszystkim wyrywają je z domów, wmawiając im, że praca w domu jest nieledwie hańbą. Następnie tłumaczą, że przyjacielem kobiety nie jest jej ojciec ani mąż; nie: kobiety mają walczyć z ich dominacją pod światłym przywództwem „działaczek feministycznych" (z partyjnymi bossami na szczycie). „Klasa kobiet" ma sprzeczne interesy z „klasą mężczyzn".

Jest to oczywista bzdura. Dla kobiety najlepszym sojusznikiem jest ojciec albo mąż (tego drugiego sama sobie przecież wybrała) – a inne kobiety są rywalkami. Kobiety to czują, więc neomarksistowska propaganda wyłazi ze skóry, by przekonywać kobiety, że są przez mężczyzn krzywdzone. Nieustannie trąbią o „walce z przemocą domową". A koronnym argumentem jest to, że „kobiety za taką samą pracę zarabiają mniej niż mężczyźni". I ja swoim stwierdzeniem, że kobiety zarabiają średnio mniej od mężczyzn nie dlatego, że są kobietami, lecz dlatego, że są niższe, słabsze i mniej inteligentne – podważyłem fundament tej ideologii. To tak, jakbym w 1952 r. powiedział, że robotnicy zarabiają mniej, bo są średnio głupsi od techników i inżynierów, a cała gadanina o „wyzysku klasy robotniczej" to bzdura. Kosztowałoby mnie to wtedy znacznie więcej niż 9 tys. euro!

Geniuszami są mężczyźni

Tyle polityki. A jak to jest naprawdę z tą inteligencją kobiet? Podręczniki mówią, że średnio są mniej inteligentne – ale różnica jest niewielka: w różnych narodach od 3 do 6 pkt IQ. Jeśli w prawie każdym stadle mężczyzna jest bardziej inteligentny od kobiety, to nie dlatego, że każdy mężczyzna góruje nad każdą kobietą, tylko dlatego, że kobiety rozpaczliwie szukają mężczyzn, którzy są od nich wyżsi, silniejsi i inteligentniejsi! Świadczy to o mądrości kobiet. Inteligencja bowiem to nie mądrość, lecz umiejętność rozwiązywania testów na inteligencję. Mocno skorelowana z wynalazczością, grą w szachy (w tej chwili w pierwszej setce szachistów nie ma ani jednej kobiety), zdolnościami matematycznymi (w tej dziedzinie średnia przewaga mężczyzn jest większa – 5–7 pkt – jak podają coroczne testy SAT prowadzone w USA na 100 tys. uczniów) itp. Mądrość jest czymś innym. Geniusze Mensy, osiągający IQ 200, często nie radzą sobie w życiu. 15-letni chłopiec jest zazwyczaj inteligentniejszy od swojej matki, ale ona jest od niego mądrzejsza! Czyli: to tylko taka mała różnica w inteligencji – po co o tym mówić? Nie!

W rzeczywistości te średnie ukrywają znacznie ważniejszy stan rzeczy. Kobiety są średnie. Płeć męska jest zdefektowana i ma duży rozrzut. Wśród mężczyzn jest więcej geniuszów i więcej idiotów; więcej morderców i więcej świętych. Kobiety są masochistkami? Tak, ale szczyty masochizmu to też mężczyźni. Kobiety mają średnio znacznie lepszą pamięć, ale geniusze mnemoniki to mężczyźni. Kobiety lepiej szyją i gotują, ale najlepszymi krawcami i kucharzami są mężczyźni. Gdyby to kobiety były średnio o te 3–6 pkt IQ inteligentniejsze od mężczyzn, to i tak najlepszymi szachistami byliby mężczyźni. W pierwszej setce byłoby wtedy, powiedzmy, sześć kobiet – i tyle.

Kobiety nie głosują na kobiety

Średnią inteligencję mężczyzn ciągnie w dół masa idiotów. Jeśli jednak odrzucimy dolną połowę ludzkości (bo kogo interesuje, czy facet ma inteligencję 90 czy 70?) – to w górnej połowie przewaga mężczyzn jest ogromna, a w górnej ćwiartce przytłaczająca. Rządzić powinni ci z górnej ćwiartki! W polityce kobieta mogąca konkurować z mężczyznami trafia się równie często, jak w szachach. Czasem się trafi śp. Małgorzata Thatcherowa, śp. Zyta Gilowska – tak jak w szachach p. Nona Gaprindashvili czy p. Judyta Polgar. Reszta jest ciągnięta na siłę: „Mamy w prezydium sześciu facetów – może jakąś kobietę?". Często oficjalnie: zapewnienie połowy miejsc na listach dla kobiet. Przed wyborami partie muszą więc urządzać istne polowania na kobiety, by obsadzić nimi połowę list.

Dlaczego lewica to robi? Też z ważnej przyczyny. Kobiety nawykły, że ktoś się nimi opiekuje – i odruchowo opowiadają się za socjalizmem, za „państwem opiekuńczym"; mężczyźni częściej wolą dziki, drapieżny kapitalizm. I to właściwie z grubsza wyjaśnia wszystko. Tkwimy w zastoju, nie robimy odważnych reform – bo kobiety (znów: średnio!) nie lubią ryzyka.

A teraz spójrzmy na sprawę z punktu widzenia kobiet. Na polityczki trzeba urządzać polowania, bo kobiety (poza feministkami; np. p. Hilaria Clintonowa to nie kobieta, tylko feministka!) nie chcą rządzić – i nie chcą być rządzone przez kobiety. Najlepszy dowód: tam, gdzie sukces jest konkretny i widoczny od razu, czyli w sporcie, we wszystkich drużynach koszykarek, siatkarek, futbolistek, szczypiornistek, szachistek, brydżystek – trenerami, kierownikami, kapitanami są mężczyźni. Te zawodniczki są mądre – na szefów wybierają mężczyzn, bo chcą wygrywać!

Kobiety nie głosują też na kobiety. Lady Thatcherowa powiedziała mi kiedyś, że jest przeciwniczką czynnego prawa głosowania dla kobiet: „Gdyby w kierownictwie torysów połowę stanowiły kobiety, nigdy nie zostałabym premierką; zostałam wybrana, bo w tym gronie była tylko jedna (poza mną) kobieta". Miała rację: w ostatnich wyborach we Francji zdecydowana większość mężczyzn głosowała na pannę Le Penównę – większość kobiet na p. Macrona!

I właśnie dlatego, że kobiety tego chcą – rządzą mężczyźni. Czasem, z rozmaitych powodów, wstawiając na stanowiska a to p. Merkel, a to p. Szydło...

...ale tu już odchodzimy od teorii w inne rejony. ©?

Autor jest politykiem i publicystą, posłem do Parlamentu Europejskiego, prezesem partii Wolność Janusza Korwin-Mikkego

Kobieta narzędziem Szatana" – taką opinię głosili niektórzy teolodzy. Dziś jest znacznie gorzej: kobiety są nieświadomym narzędziem czegoś znacznie od satanizmu niebezpieczniejszego – komunizmu. Niedawno ujawniłem w Parlamencie Europejskim fakt figurujący w każdym podręczniku psychologii, że kobiety są średnio niższe, słabsze i mniej inteligentne od mężczyzn. W tym przypadku przewodniczący PE p. Antoni Tajani uczynił wyjątek od zasady wolności słowa i ukarał mnie (najwyższą możliwą) grzywną – 9 tys. euro – w uzasadnieniu pisząc, że „naruszyłem fundament Unii Europejskiej". Cóż: po to tam jestem... Natomiast p. Tajani napisał prawdę – czy, jak kto chce: uchylił rąbka prawdy. By obnażyć ją do końca, wyjaśnię, jak z EWG i Wspólnoty Europejskiej powstała Unia.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę